Izraelska klasa polityczna jest wyraźnie podzielona w kwestii planów władzy wobec Strefy Gazy. Liderzy opozycji skrytykowali przyjęty przez rząd w nocy z czwartku na piątek plan zajęcia miasta Gaza. "Zginą zakładnicy i żołnierze, kampania będzie długa i kosztowna" - skomentował Jair Lapid. Z kolei Jair Golan stwierdził, że "to katastrofa na pokolenia".
Izrael w nocy z czwartku na piątek przyjęto plan zajęcia miasta Gaza.
W komunikacie izraelskiego rządu zapewniono, że podczas nowej operacji cywilom zostanie zapewniona pomoc, ale według wielu relacji Izrael już teraz utrudnia i opóźnia transporty humanitarne. W izraelskich mediach podnoszone są też obawy, że angażowanie się w nową kampanię, bez jasnej wizji zakończenia wojny, może sprawić, że wojsko na lata ugrzęźnie w Strefie Gazy.
Spora część izraelskiego społeczeństwa, a także bliskich porwanych uważa, że rząd zamiast nowej ofensywy powinien doprowadzić do rozejmu z Hamasem, co uratowałoby też zakładników. Takie rozwiązanie prawdopodobnie pozwoliłoby jednak Hamasowi na zachowanie części sił i wpływów, do czego nie chce dopuścić Netanjahu i jego skrajnie prawicowi koalicjanci, od których zależy przetrwanie rządu.
Gorzkich słów pod adresem władzy nie szczędzili przedstawiciele izraelskiej opozycji.
"Decyzja rządu to katastrofa, która doprowadzi do kolejnych katastrof" - napisał w serwisie X Jair Lapid, który jest liderem opozycji i przewodniczącym centrowej partii Jest Przyszłość.


