​Francuscy śledczy nie znaleźli dowodów na to, by mężczyzna, który w piątek wjechał samochodem w żołnierzy pilnujących meczetu w mieście Valence na południu Francji, miał powiązania z organizacją terrorystyczną. Podczas ataku jednak "miał wykrzykiwać "Allah jest wielki", co sugeruje jakiś religijny motyw" - przekazał lokalny prokurator.

​Francuscy śledczy nie znaleźli dowodów na to, by mężczyzna, który w piątek wjechał samochodem w żołnierzy pilnujących meczetu w mieście Valence na południu Francji, miał powiązania z organizacją terrorystyczną. Podczas ataku jednak "miał wykrzykiwać "Allah jest wielki", co sugeruje jakiś religijny motyw" - przekazał lokalny prokurator.
Do wypadku doszło w mieście Valence na południu Francji /FABRICE HEBRARD /PAP/EPA

Nie mamy dowodów, które mogłyby wskazywać na akt terroru - powiedział prokurator z Valence Alex Perrin. Jak dodał, najpewniej 29-letni Francuz tunezyjskiego pochodzenia działał w pojedynkę. Nic nie wskazuje na to, by należał on do jakiejkolwiek organizacji. (...) Miał wykrzykiwać "Allah jest wielki", co sugeruje jakiś religijny motyw - powiedział Perrin. Sprawcę określił jako "praktykującego muzułmanina".

Gdy został zatrzymany, "wspomniał, że chciał zabić żołnierzy, bo oni odbierają ludziom życie", lub chciał być przez nich zabity - poinformował prokurator. Dodał, że nie wydaje się, by mężczyzna był chory psychicznie. Nie był on wcześniej znany policji ani wywiadowi.

W piątek żołnierze ostrzelali samochód, którego kierowca próbował ich staranować przed meczetem. W wyniku strzelaniny sprawca został poważnie ranny w rękę i w nogę i trafił do szpitala. W sobotę po południu został przesłuchany.

Według najnowszych informacji w wyniku incydentu lekkie obrażenia odniósł jeden z żołnierzy oraz przechodzień.

(abs)