Pięć osób usłyszało zarzuty w związku z werbunkiem i wykorzystywaniem ludzi do pracy w obozowisku koło Bedfordshire we wschodniej Anglii. Wśród ofiar byli Polacy. To pierwszy przypadek zastosowania uchwalonej w zeszłym roku ustawy o ściganiu pracy niewolniczej.

Aresztowano czterech mężczyzn i ciężarną kobietę, którą zwolniono za poręczeniem. Zostanie przesłuchana po porodzie. Wszyscy pięcioro to członkowie jednej romskiej rodziny. Policja ściga jeszcze trzy inne osoby.

Wśród ponad 20 mężczyzn zmuszanych do darmowej pracy było 17 Brytyjczyków, dwóch Rumunów, trzech Polaków i dwóch Litwinów lub Rosjan. Mężczyźni byli wycieńczeni, byli praktycznie głodzeni. Najmłodszy z nich ma zaledwie 17 lat, pozostali są w wieku 30-57 lat. Ofiar gangu było więcej, ale udało im się uciec.

Gang zwerbował ich w punktach dystrybucji żywności dla bezdomnych, w urzędach pomocy społecznej i przytułkach. Po dotarciu do Greenacre mężczyznom golono głowy, odbierano telefony komórkowe i dokumenty. Zakwaterowano ich w przyczepach kempingowych, szopach i przyczepach do przewożenia koni. Jeden z mężczyzn przemieszkał w takich warunkach 15 lat.

Pracowali przez sześć dni w tygodniu m.in. przy wyrównywaniu i kładzeniu nawierzchni oraz usuwaniu śmieci budowlanych. W niedzielę byli zatrudnieni przy pracach porządkowych na obozowisku.

Według rzeczniczki policji hrabstwa Bedfordshire, upłyną dni zanim poznamy całą prawdę o obozowisku Romów. W rozmowie z korespondentem RMF FM nie ukrywała ona, że niektórzy mężczyźni z racji traumy jaka przeżyli, zdradzają symptomy tzw. syndromu sztokholmskiego, który wyraża się odczuwaniem sympatii dla swych prześladowców.

W brytyjskim parlamencie pojawiły się głosy żądające dochodzenia w tej sprawie - informuje nasz korespondent Bogdan Frymorgen. W mediach padają pytania dlaczego policja interweniowała tak późno.