Stany Zjednoczone nasilają dyplomatyczne wysiłki by zbudować ogólnoświatową koalicję do walki z terroryzmem. W Waszyngtonie są prezydent Francji, ministrowie spraw zagranicznych Rosji i Niemiec, a jutro spodziewany jest premier Wielkiej Brytanii. Wszystko po to, by omówić wspólny front walki z terroryzmem i udział państw sojuszniczych w ewentualnej amerykańskiej akcji odwetowej po ubiegłotygodniowych zamachach na World Trade Center i Pentagon.

Szef rosyjskiej dyplomacji Igor Iwanow zapewniał Waszyngton o poparciu Moskwy w walce z terroryzmem: "Ważne jest, by do problemu walki z terroryzmem podchodzić całościowo. To nie są oddzielne, wyjątkowe zdarzenia. To sprawa międzynarodowa, to wyzwanie dla ludzkości w ogóle". W podobnym tonie wypowiadał się również szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer, podkreślając solidarność Niemców z amerykańskim narodem: "Mieszkańcy wielu niemieckich miast okazują swoją solidarność z narodem amerykańskim. Ostatnio przez ulice Berlina przeszła wzruszająca, manifestacja poparcia". Poparcie zadeklarował też osobiście podczas rozmowy z prezydentem Georgem W. Bushem przywódca Francji Jacques Chirac. Nie było to jednak nic konkretnego. Chirac powiedział: "Popieramy krucjatę Stanów Zjednoczonych, ale..." - zdaje się brzmieć przesłanie prezydenta Francji, które przedstawili prezydentowi Bushowi. To "ale" dotyczy postawionego na samym początku spotkania w gabinecie owalnym pytania Jacquesa Chiraca, czy aby to co się dzieje na pewno słusznie Amerykanie nazywają wojną. Chirac podkreślił, że świat stanął w obliczu konfliktu zupełnie nowej postaci, z siłami które chcą zniszczyć wolność, godność i prawa człowieka i Francja gotowa jest uczynić co trzeba, by wyeliminować terroryzm. Nie powiedział jednak czy dla poparcia dla Amerykanów Francja jest gotowa zaangażować swych żołnierzy. Jak pisze dziś "The New York Times" - Europa jako kontynent dwukrotnie w minionym stuleciu dotknięta konfliktem niechętnie używa słowa wojna. Postawa Chiraca może więc być wyrazem rosnących tam wątpliwości dokąd Stany Zjednoczone chcą poprowadzić swych sojuszników.

Tymczasem jedna z największych przeszkód, stojących na drodze formowaniu międzynarodowej koalicji do walki z terrorem - wydaje się być pokonana. Prezydentowi USA Georgeowi Bushowi udało się przekonać premiera Izraela Ariela Szarona i palestyńskiego przywódcy Jasera Arafata do porozumienia o zawieszeniu broni. Zgodnie z warunkami tego układu Palestyńczycy mają odwołać swych bojowników, Izrael zaś wycofać swe czołgi z zapalnych punktów na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy. Wycofywanie wojsk, jak poinformował szef izraelskiej dyplomacji Szimon Peres już się rozpoczęło: "Nasze wojska dostały rozkaz, by nie podejmować żadnych działań, za wyjątkiem ekstremalnych sytuacji - kiedy ich życie będzie zagrożone, do czego - mam nadzieję - nie dojdzie. Z informacji jakie otrzymałem od ministra obrony wynika, że w tym momencie rozejm jest przestrzegany".

Wróćmy teraz do śledztwa w sprawie terrorystycznego ataku na Nowy Jork i Waszyngton. Domniemany szef grupy terrorystycznej - Mohamed Atta, który

wraz ze swymi współpracownikami porwał pierwszy samolot linii American Airlines i rozbił go o północną wieżę World Trade Centre spotkał się w tym roku z agentem irackiego wywiadu. Amerykańska administracja zastrzega - nie musi to oznaczać, że Irak współorganizował atak na World Trade Center i Pentagon. Minister sprawiedliwości John Ashcroft, pytany o sprawę śladu irackiego, nie udzielił odpowiedzi. Irak oficjalnie wypiera się udziału w zamachu, ale dyktator tego kraju Saddam Husajn powiedział, że Ameryka "zbiera żniwo tego, co zasiała". Irak od 10 lat jest w stanie zimnej wojny z USA. Po wojnie nad Zatoka Perską ONZ wprowadziła z inicjatywy Waszyngtonu dotkliwe sankcje wobec Bagdadu, by uniemożliwić mu budowę broni masowego rażenia. W ostatnich latach wielokrotnie dochodziło do bombardowań i ostrzeliwania Iraku rakietami.

foto ARchiwum RMF

08:40