Władze Wielkiej Brytanii przed świętami i w trakcie Bożego Narodzenia obawiają się o bezpieczeństwo Brytyjczyków. Od tygodnia, dostępu do świątecznych jarmarków, zorganizowanych w wielu brytyjskich miastach, bronią betonowe zapory.

Według doniesień mediów, bezpieczeństwa mieszkańców Wysp, strzegą komandosi ze służb szybkiego reagowania SAS. Są "po cywilnemu", ale niektórzy uzbrojeni są w karabiny snajperskie. Mają prawo użyć broni wobec potencjalnych terrorystów. Na ulicach i w miejscach publicznych w Wielkiej Brytanii jest około trzystu takich funkcjonariuszy. Przeszli oni rygorystyczne szkolenie. Wielu posiada doświadczenie zdobyte na linii frontu.

Podjęto także decyzję o wzmocnieniu tradycyjnych struktur policji.  W jedenastu regionach na ulice brytyjskich miast skierowano dodatkowe oddziały antyterrorystyczne. W tym przypadku, funkcjonariusze, mają być widoczni, żeby odstraszyć potencjalnych sprawców.

Duże zagrożenie

Szef brytyjskiego kontrwywiadu MI5 Andrew Parker, regularnie ostrzega przed niebezpieczeństwem ataków terrorystycznych. Jeszcze kilka lat temu, osoba stojąca na czele Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na Wyspach zachowywała anonimowość. Teraz Parker regularnie pojawia się w mediach.

Od dwóch lat na  terenie całej Wielki Brytanii utrzymywany jest drugi poziom w pięciostopniowej skali zagrożenia terrorystycznego. Oznacza to, że potencjalne ataki są bardzo prawdopodobne.

Zdaniem szefa MI5, od 2013 roku, brytyjskie służby udaremniły 13 potencjalnych ataków. Brytyjskie władze najbardziej obawiają się powrotu na Wyspy bojowników, którzy walczyli w Syrii i w Iraku w szeregach tzw. Państwa Islamskiego.

Brytyjskie służby graniczne dysponują spisem osób podejrzanych o powiązania z ISIS. Nie można jednak wykluczyć, że niektórym uda się ponownie wjechać do Wielkiej Brytanii.

(ug)