3 tysiące osób zatrzymanych, 26 ofiar wśród protestujących i 18 rannych - to najnowszy bilans zamieszek w Kazachstanie. Tamtejszy resort spraw wewnętrznych informuje, że zginęło także 18 funkcjonariuszy sił porządkowych, a 748 policjantów i żołnierzy zostało rannych.

Protesty w Kazachstanie rozpoczęły się 2 stycznia. wywołane zostały podwyżką ceny gazu LNG, używanego do tankowania samochodów, której towarzyszy wzrost cen innych towarów. 

Wczoraj do Kazachstanu wkroczyły rosyjskie wojska, które - oficjalnie - mają zapewnić spokój. Do Kazachstanu "w celu uregulowania sytuacji na terytorium Republiki" udała się też kompania białoruskich żołnierzy - podał szef tamtejszego ministerstwa obrony Wiktar Chrenin.

Prezydent Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew oświadczył, że porządek konstytucyjny w dotkniętym zamieszkami kraju został w znacznej mierze przywrócony. W przemówieniu do narodu stwierdził, że dał rozkaz strzelania do "terrorystów" bez ostrzeżenia tak, aby zabić. Powiedział, że "terroryści" nadal niszczą mienie i używają broni. Oskarżył przy tym "tak zwane niezależne media" i "zagranicznych działaczy" o przyczynienie się do tragedii w jego kraju.

Tokajew zapewnił, że stan wyjątkowy, wprowadzony na dwa tygodnie, będzie znoszony stopniowo w tych regionach, w których sytuacja się będzie normować.

Jak donoszą agencje - wciąż niespokojnie jest w Ałmatach. Słychać tam wystrzały z broni palnej. Demonstranci zabarykadowali się też w gmachu telewizji. Świadkowie mówią o zabitych leżących na ulicach.

Władze zdecydowały o zablokowaniu wjazdów do stolicy - postawiono posterunki na sześciu głównych drogach dojazdowych. W całym kraju takich uzbrojonych posterunków kontrolnych jest 70. 

Ambasady zagraniczne w Kazachstanie nie ucierpiały podczas zamieszek - poinformował agencję TASS oficjalny przedstawiciel kazachskiego resortu spraw zagranicznych. Zapewnił także, że zagraniczne placówki dyplomatyczne w Kazachstanie są pod zwiększoną ochroną.