Prezydent Donald Trump wygłosił we wtorek w Kongresie USA doroczne orędzie o stanie państwa. Jak podkreślił, porządek jego wystąpienia nie jest podyktowany logiką partyjną, ale interesami narodu. "Apeluję, byście wybrali wielkość Ameryki" - powiedział.

Wbrew zapowiedziom i oczekiwaniom mediów wystąpienie Donalda Trumpa nie było konfrontacyjne. Szef państwa apelował o jedność i solidarność, a także współpracę Partii Demokratycznej i Republikańskiej w obliczu wyzwań stojących przed Stanami Zjednoczonymi. Przemowę przerywał krótkim przedstawieniem kolejnych gości, w śród których byli weterani II wojny światowej, żydowski więzień obozu koncentracyjnego w Dachau, kilkuletnia dziewczynka chora na raka i b. więźniowie skazani za przestępstwa narkotykowe, którzy przeszli udaną resocjalizację.

Trump wygłosił orędzie podczas połączonej sesji obu izb Kongresu w Waszyngtonie. Pierwotnie wystąpienie planowano na 29 stycznia, ale zostało ono przełożone w związku z shutdownem, czyli częściowym zawieszeniem pracy rządu federalnego.

Przemawiając do przedstawicieli obu izb amerykańskiego Kongresu, prezydent Donald Trump podkreślił, że w przeciwieństwie do swych poprzedników nie ogranicza się do deklaracji, lecz koncentruje na działaniu, a jego podejście do spraw międzynarodowych cechuje realizm. Jako przykład podał decyzję o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela.

Pochwalił się też, że dzięki jego wysiłkom "udało się uniknąć dużej wojny z Koreą Płn.". Swoje kontakty z przywódcą KRLD określił jako bardzo dobre. Zarazem zasygnalizował, że rokowania są w stadium początkowym.  Przed nami jeszcze dużo pracy - wskazał.

Potwierdził też oficjalnie, że jego spotkanie z przywódcą Korei Płn. Kim Dzong Unem odbędzie się w dniach 27-28 lutego w Wietnamie. Kierunek transformacji politycznej i gospodarczej, jaki wybrał dla siebie Wietnam mógłby być wzorem do naśladowania dla komunistycznej Korei Płn. - zasugerował.

Agencja Reutera pisze, że na obecnym etapie nie jest jasne, w którym z wietnamskich miast będzie zorganizowany drugi już szczyt z udziałem przywódców Stanów Zjednoczonych i Korei Północnej.

Nie jest też jasne, jakie będą tematy rozmów. Można jedynie przypuszczać, że będą się koncentrować na postępach w wyzbywaniu się przez KRLD arsenału nuklearnego.

Podczas pierwszego szczytu w Singapurze, który odbył się 12 czerwca zeszłego roku, Kim Dzong Un wyraził gotowość do "całkowitej denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego" w zamian za gwarancje bezpieczeństwa dla swojego kraju i spodziewane zniesienie sankcji.

Jak dotąd nie ogłoszono konkretnego grafiku denuklearyzacji, a w rozmowach na ten temat kilka razy następował impas. Agencje podkreślają, że Trump wielokrotnie deklarował, iż w negocjacjach z północnokoreańskim reżimem osiągnięto "olbrzymi postęp", ale jak dotąd nie przedstawił żadnych konkretów w tej sprawie.

Media informowały wcześniej we wtorek, że w środę do Pjongjangu przybędzie specjalny wysłannik USA ds. Korei Północnej, Stephen Biegun. Jego wizyta ma służyć ostatecznemu ustaleniu szczegółów szczytu przywódców USA i KRLD.

Walka z "niedobitkami" Państwa Islamskiego

W swym wystąpieniu w Kongresie Trump poświęcił również uwagę sytuacji w Syrii oraz w Afganistanie.

Dotychczasowe rozmowy z talibami oraz innymi afgańskimi siłami politycznymi określił jako konstruktywne. Jeśli udałoby się osiągnąć postęp w tych rozmowach, możliwe będzie dalsze ograniczenie obecności wojskowej w Afganistanie i skoncentrowanie się na zwalczeniu terroryzmu - podkreślił. "Nie wiemy, czy uda się osiągnąć porozumienie, ale wiemy, że po dwóch dekadach wojny, nadeszła już pora by przynajmniej spróbować postarać się o pokój".

Również w przypadku Syrii możliwy będzie powrót dzielnych żołnierzy amerykańskich do domu - oznajmił Trump. W  chwili obecnej zajmujemy się z sojusznikami walką z niedobitkami Państwa Islamskiej - powiedział. Przypomniał, że gdy obejmował urząd prezydenta Państwo Islamskie kontrolowało terytorium o powierzchni 5 tys. km kw. Do chwili obecnej udało się oswobodzić prawie cały ten obszar - podkreślił z dumą. 

Trump: Nie będziemy przepraszać za to, że dbamy o swoje interesy

Trump w swym dorocznym orędziu mówił także o wycofaniu się przez USA z układu INF. Nie będziemy nikogo przepraszać za to, że dbamy o własne interesy - komentował.

Nie mieliśmy wyboru - podkreślił. Podczas gdy my realizowaliśmy założenia podpisanego w 1987 r. układu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu (INF), to Rosja nieustannie, świadomie łamała jego postanowienia.

Trump nie wykluczył, że możliwe jest zawarcie jakiegoś nowego układu, a nawet rozszerzenie formatu rozmów - o Chiny.

Waszyngton oficjalnie poinformował Moskwę 2 lutego o zawieszeniu przestrzegania układu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego i średniego zasięgu (INF) i rozpoczęciu procedury wycofania się z tego traktatu - przypominają agencje.

W części poświęconej polityce zagranicznej prezydent Donald Trump mówił w orędziu również o uznaniu Juana Guaido za tymczasowego prezydenta Wenezueli i przynoszących coraz lepsze rezultaty rozmowach handlowych z Chinami. Nadrzędnym celem jest w tym wypadku ochrona klasy pracującej USA oraz amerykańskiej przedsiębiorczości - podkreślił. 


"Będę mieć mur"

Chcę, by do naszego kraju przybywali migranci w jak największej ilości, ale muszą tu przyjeżdżać legalnie - powiedział prezydent Trump. Zaapelował do przedstawicieli obu partii, by wznieśli się ponad podziały i bronili granicy USA.

W ocenie Trumpa południowa granica Stanów Zjednoczonych jest źródłem największych zagrożeń dla bezpieczeństwa kraju. Właśnie stamtąd - jak podkreślił - płynie nielegalny przerzut narkotyków, który powoduje śmierć tysięcy Amerykanów i jest generowana przestępczość. Nielegalna imigracja wiąże się ze wzrostem przemocy wobec kobiet i dzieci, a także wykorzystywaniem seksualnym nieletnich i gwałceniem kobiet - dodał.

Naszym moralnym obowiązkiem jest stworzenie systemu migracyjnego, których będzie chronił życie i miejsca pracy naszych obywateli - powiedział prezydent Trump.

W jego ocenie problem zagrożeń wynikających z nielegalnej imigracji nie jest właściwie rozumiany przez amerykańską klasę polityczną, a zwłaszcza - przez jego oponentów. Przymykanie oczu na problemy wynikające z nielegalnej imigracji nie ma nic wspólnego ze współczuciem, jak głoszą, ale jest okrucieństwem - wskazał Trump.

Zauważył, że sprawa imigracji i muru na granicy z Meksykiem stanowi dobitny przykład przepaści dzielącej amerykańską klasę polityczną i klasę pracującą.

Żyjący w dobrobycie politycy i różni filantropi naciskają, by otworzyć granice, podczas gdy sami wiodą spokojne życie w swych posiadłościach odgrodzonych murami i bramami pilnowanymi przez strażników - powiedział Trump.

Wezwał członków Izby Reprezentantów i senatorów, by porzucili partykularyzm i spojrzeli na problem muru na granicy z Meksykiem w szerszej perspektywie. Mur ten nie będzie tylko betonową zaporą, ale zaawansowaną technologicznie, inteligentną strukturą, która z wielką precyzją pozwoli eliminować patologie napływające do Stanów Zjednoczonych "wraz z karawanami imigrantów" - oświadczył.

Będę mieć ten mur - oświadczył Trump podsumowując tę część wystąpienia. Jednocześnie zaapelował o poparcie ze strony Kongresu. Wyraził nadzieję, że w najbliższym czasie kongresmeni pokonają podziały i pokażą światu, że interesy bezpieczeństwa obywateli są dla nich najważniejsze.

Sprawę budowy muru prezydent Trump powiązał w swym wystąpieniu z odświeżeniem i unowocześnieniem ram legislacyjnych polityki migracyjnej państwa. W mniejszym stopniu skoncentrował się na swym niespełnionym żądaniu przeznaczenia 5,7 mld dolarów USA w prowizorium budżetowym, na co nie przystała Izba Reprezentantów, w której większość mają Demokraci. Odrzucenie tego żądania spowodowało częściowe zawieszenie prac rządu tzw. shutdown, trwające 35 dni.