Prawie dziesięć lat dla jednego z morderców i siedem lat wiezienia dla drugiego. Takie wyroki w Monachium usłyszało dwóch nastolatków, którzy przed rokiem w stolicy Bawarii pobili mężczyznę na stacji kolei podmiejskiej. Przyczyną zgonu 50-letniego biznesmena był zawał serca i rozległe rany. Ten przypadek wstrząsnął Niemcami i wywołał głęboką debatę o odwadze cywilnej.

19-letni Markus ma spędzić w więzieniu 9 lat i 10 miesięcy, bo sąd uznał, że bił z zamiarem zabicia. Rok młodszy Sebastian za kratki powędruje na siedem lat, bo odpowiadał za ciężkie uszkodzenia ciała ze skutkiem śmiertelnym.

To za mało. Tu chodzi o odwagę cywilną. Ten wyrok powinien sprawić, że następnym razem agresorzy się zawahają, a wątpliwości z kolei nie będzie miał ten, kto staje w obronie. Ja mam nadzieję, że zachowałabym się podobnie - komentuje wyrok mieszkanka Berlina. Najwyższa możliwa kara za takie morderstwo w przypadku nastoletniego sprawcy to 10 lat. Sąd wydał więc prawie maksymalny możliwy wyrok.

Dominik Brunner wysiadł na nie swojej stacji, by bronić uczniów bitych przez trzech młodych mężczyzn. Oprawcy chcieli wymusić pieniądze od grupy dzieci w wieku 13-15 lat. Dwaj bandyci zaczęli kopać i bić biznesmena. Nikt nie zareagował, choć działo się to na peronie. Brunner zmarł, ale wezwana przez niego wcześniej policja szybko schwytała zabójców.

Przez Monachium w proteście przeciw przemocy maszerowały tysiące ludzi, Brunner został pośmiertnie odznaczony, pod jego imieniem stworzono fundację odwagi cywilnej, w szkołach ten przypadek opisywany jest na lekcjach wychowawczych. Na stacjach pojawiło się więcej kamer. Planowane jest zaostrzenie kar za przemoc wobec dzieci.

W niedzielę minie dokładnie rok od wydarzeń na stacji Solln w Monachium.