Po co nadrabiać drogi, jeśli można staranować bramę?! Tak właśnie skrócił sobie powrót do domu syn brytyjskiej królowej, książę Andrzej. Brytyjskie media nie mogą mu tego podarować. Książę mieszka na teranie parku w Windsorze. Okazałą rezydencje dostał kilkanaście lat temu od królowej Elżbiety II.

Wracając do domu swym Range Roverem postanowił staranować zamkniętą bramę. Mógł wprawdzie skorzystać z innej, otwartej, ale alternatywa była dla niego zbyt kłopotliwa. Musiałby wówczas przejechać dodatkowe 1,5 kilometra.  W wartym 80 tys. funtów samochodzie, byłoby to koszmarem - ironizują brytyjskie media.

Lokalna prasa przypomina, że 2 lata temu Range Rover księcia został nielegalnie zaparkowany w centrum Londynu, na podwojeń żółtej linii, co jest karygodnym wykroczeniem. Jego właściciel jadł w tym czasie kolację w prywatnym klubie, nie przejmując się faktem, że łamie prawo. Samochód blokował ruch w zatłoczonym mieście. Zwykły śmiertelnik dostałby mandat, ale jak zauważają komentatorzy, w żyłach księcia Andrzeja płynie błękitna krew. Widząc strażnika miejskiego z wyciągniętym do akcji długopisem,  ochroniarze księcia nie czekali ani sekundy. Wytłumaczyli wypełniającemu swe obowiązki mundurowemu, że strzegą ważnego samochodu, ważnego gościa. Interwencja odniosła skutek. Syn brytyjskiej królowej nie dostał mandatu.


(dp)