25-letni Robert Berger z Long Island w USA sfałszował swój akt zgonu, żeby uniknąć więzienia. Oszustwo wyszło jednak na jaw, bo w dokumencie była literówka.

Robertowi Bergerowi, 25-letniemu mieszkańcowi Huntington w stanie Nowy Jork, może grozić teraz do czterech lat więzienia. Oprócz tego mężczyzna oczekuje na zasądzenie kary w sprawach, w których przyznał się do winy - chodzi o posiadanie skradzionego samochodu i próbę kradzieży ciężarówki.

25-latek w październiku ub.r. miał zostać skazany na  więzienia za kradzieże. Uciekł ze stanu przed ogłoszeniem wyroku. Próbował przekonać swojego ówczesnego prawnika, prokuratorów i sędziego, że popełnił samobójstwo, przekazując przez bliskich sfałszowany akt zgonu - poinformowali prokuratorzy.

Na pierwszy rzut oka rzekomy akt zgonu Bergera wyglądał jak oficjalny dokument wydany przez departament zdrowia stanu New Jersey. Jak powiedzieli prokuratorzy, oszustwo wyszło na jaw, gdyż w nazwie departamentu była literówka. Wystąpiły również niespójności dotyczące typu i rozmiaru czcionki, które wzbudziły podejrzenia.

Departament potwierdził, że akt zgonu został sfałszowany.

Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, jak daleko posuną się niektórzy, aby uniknąć pociągnięcia do odpowiedzialności karnej - powiedziała Madeline Singas, prokurator okręgowy hrabstwa Nassau.

We wtorek podczas rozprawy w formie telekonferencji Berger nie przyznał się do winy. Następna rozprawa zaplanowana jest na 29 lipca.

Prawnik, który przedłożył sfałszowany akt zgonu, twierdził, że został wykorzystany i nie miał nic wspólnego z rzekomym oszustwem. Sprawę przejął od niego obrońca z urzędu.

W czasie, gdy rzekomo był martwy, Berger został aresztowany na przedmieściach Filadelfii. Oskarżono go podanie nieprawdziwej tożsamości organom ścigania i kradzież z katolickiej uczelni.