Zaczęła się akcja rozbrajania dwutonowej bomby w Koblencji. Prawie pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców tego niemieckiego miasta zostało ewakuowanych i czeka teraz na udaną akcję saperów. Niewybuch to pozostałość po drugiej wojnie światowej.

Zagrożenie jest niewielkie. Mina lotnicza przeleżała w wodach Renu prawie 70 lat, ale gdyby jednak doszło do wybuchu, byłby słyszalny i odczuwalny nie tylko w promieniu dwóch kilometrów, a taki obszar został kompletnie wyludniony.

Co więcej, oprócz tej największej bomby rozbroić trzeba będzie jeszcze kolejne dwie - jedną przed, drugą po minie. Zajmują się tym dwa zespoły ludzi. Jeśli okaże się, że unieszkodliwienie jest niemożliwe, może dojść do detonacji. Saperzy schowają się wtedy za specjalnie postawionym ogrodzeniem, w odległości 50 metrów.

Po rozbrojeniu alert nie zostanie od razu odwołany. Bomby zostaną jeszcze raz sprawdzone. Będą też pomiary powietrza, by sprawdzić, czy z trzeciego, gazowego ładunku, nie ulotniły się niebezpieczne substancje. Dopiero wtedy może paść komenda "zagrożenie minęło" i 45 tysięcy mieszkańców Koblencji będzie mogło wrócić do domów.