Kara śmierci dla każdego odpowiedzialnego za śmierć podczas zamieszek w prowincji Sinkiang - grożą chińskie władze. Od kilku dni na ulicach Urumczi dochodzi do starć muzułmanskich Ujgurów z Chińczykami i milicją.

Tysiące funkcjonariuszy specjalnych sił chińskiej milicji kontroluje sytuację na ulicach nadal niespokojnego głównego miasta Sinkiangu – Urumczi. W zamieszkach zginęło 156 osób, a ponad tysiąc zostało rannych - według najnowszych oficjalnych chińskich komunikatów. Były to najbardziej krwawe zamieszki etniczne w tym regionie od dziesięcioleci.

Światowe media informują o chińskim pokazie siły w mieście, gdzie w praktyce - jakkolwiek nieformalnie - obowiązuje stan wyjątkowy.

Władze chińskie obarczają odpowiedzialnością za niepokoje emigracyjną działaczkę ujgurską Rebiję Kadir. Ona sama zdecydowanie zaprzecza takim zarzutom, oskarżając z kolei chińskie władze o spowodowanie niepokojów poprzez rozbicie siłą pokojowego marszu ujgurskich mieszkańców Urumczi. Według Kadir w niedzielę w zamieszkach zginęło co najmniej 400 osób a nie 156 jak podają władze chińskie. Większość, bo aż 90 procent zabitych to zdaniem dysydentki Ujgurzy.

Wyznający w większości islam Ujgurzy stanowią około 40 procent liczącej 20 mln ludności Sinkiangu. W miastach regionu i oazach, w tym w samym Urumczi, większość mieszkańców stanowią obecnie napływowi Chińczycy. Wielu Ujgurów niechętnych jest nasilającej się chińskiej imigracji oraz partyjnej kontroli nad ich życiem społecznym i religijnym.