​Kobieta w Kanadzie została zabita przez czarnego niedźwiedzia. Zwierzę zaatakowało 44-latkę, gdy ta rozmawiała ze swoim ojcem przez telefon. Kobiecie towarzyszyły także jej dzieci.

Stephanie Blais razem ze swoim mężem Curtisem i dwójką małych dzieci, mieszkali w niewielkiej chatce leśnej w prowincji Saskatchewan. Mieli jednak problem z hydrauliką. 44-latka postanowiła się poradzić swojego ojca i zadzwoniła do niego z telefonu satelitarnego.

Powiedziała mi, że mają problem z wodą i jej mąż to naprawia. Następnie powiedziała swojemu synowi, Eliemu, by pobiegł do środka chaty trzymać antenę - powiedział Hubert Esquirol w rozmowie z lokalnym radiem.

Chwilę później usłyszałem stłumiony dźwięk przypominający bulgotanie. A potem cisza - wspomina. Zostałem na linii przez kilka minut, zanim się rozłączyłem i próbowałem zadzwonić raz jeszcze. Te dźwięki były bardzo niepokojące. Myślałem, że została zaatakowana przez zwierzę, ale takie ataki mają miejsce raz na milion - mówił.

Jak wspomina, jego córka często przesiadywała z rodziną w chatce. Wszyscy wiedzieli jak się zachować w sytuacji, w której spotykają na swojej drodze niedźwiedzia. Podejrzewa, że wyszła na niezalesiony teren, by mieć lepszy zasięg, a niedźwiedź musiał zajść ją od tyłu.

Mąż kobiety - Curtis - powiedział, że gdy zobaczył zwierzę, to próbował na początek użyć gazu pieprzowego. To jednak tylko rozzłościło niedźwiedzia. Mężczyzna musiał go zastrzelić.

Kiedy dotarł do Stephanie, to miała niewyczuwalny puls. Zrobił jej usta-usta, ale jej obrażenia były zbyt rozległe - powiedział ojciec 44-latki.

Kobietę zawieziono do szpitala, gdzie lekarze orzekli jej śmierć.

Mniej niż 30 sekund przed atakiem, dzieci Stephanie bawiły się tuż obok niej. Niedźwiedź więc mógł zabić ją i dwójkę dzieci - mówi ojciec kobiety.

Śmiertelne ataki niedźwiedzi są bardzo rzadkie. W prowincji Saskatchewan poprzedni taki przypadek zanotowano w 1983 roku.