Kobiety z rosyjskiej grupy postanowiły zadbać o swoją przyszłość i wystąpiły o rejestrację rozpoznawanego na całym świecie znaku towarowego Pussy Riot. Co ciekawe, zrobiły to już w kwietniu, gdy przebywały w areszcie. W ich imieniu działała wtedy firma Web Bio. W ubiegły piątek zostały skazane za wdarcie się do chramu Chrystusa Zbawiciela i odśpiewanie tam "Bogurodzico przegoń Putina", co sąd uznał za chuligaństwo i wywoływanie nienawiści religijnej.

Jeden z adwokatów Pussy Riot - Mark Fejgin - twierdzi, że dążenie do zastrzeżenia znaku towarowego to działanie obronne. Performerki nie chcą bowiem dopuścić do tego, by ktoś niepowołany posługiwał się nazwą. Mąż skazanej Nadieżdy Tołokonnikowej - Piotr Wierziłow - utrzymuje z kolei, że lewackie poglądy Pussy Riot nie pozwalają na zarabianie w taki sposób.

Pussy Riot w większości wyznają skrajnie lewicowe poglądy. Wiadomo jaki mają stosunek do znaków towarowych, praw intelektualnych i produkcji z wykorzystaniem znaku Pussy Riot - przekonuje.

Eksperci cytowani przez rosyjskie media nie mają jednak wątpliwości, że kobiety postąpiły bardzo rozsądnie. Znak towarowy Pussy Riot jest warty obecnie miliony dolarów.

Performerki aresztowane za akcję w cerkwi

Tołokonnikowa, Alochina i Samucewicz były wśród pięciu performerek Pussy Riot, które 21 lutego w moskiewskim Soborze Chrystusa Zbawiciela, najważniejszej świątyni prawosławnej Rosji, wykonały utwór "Bogurodzico, przegoń Putina". Swój występ nazwały "modlitwą punkową".

W marcu trzy dziewczyny zostały aresztowane, a w lipcu postawiono je przed sądem.

O uwolnienie członkiń Pussy Riot bezskutecznie apelowali rosyjscy oraz zagraniczni twórcy kultury i artyści, a skazanie performerek wywołało na świecie protesty i obawy o wolność słowa w Rosji.