Komentując wydarzenia z Chemnitz, gdzie w bójce z udziałem obcokrajowców zginął Niemiec oraz doszło do starć podczas protestów lewicy i prawicy, niemiecka prasa ostrzega przed spiralą przemocy oraz podkreśla rolę państwa w zapewnianiu bezpieczeństwa.

"Die Welt" pisze, że w przypadku odwetowych ataków i innych przejawów agresji wobec obcokrajowców po incydencie w Chemnitz chodzi o "wybuchy nienawiści, polowanie na ludzi, które może skończyć się pogromem".

"Coś podobnego na większą skalę wydarzyło się blisko 100 lat temu. Kto dziś daje się ponieść nienawiści, nie jest niemieckim patriotą" - podkreśla.

W ocenie gazety "państwo prawa i policja w Chemnitz stoją przed sprawdzianem, podobnie jak całe Niemcy", zaznaczając, że "nie może być stref przemocy, częściowego bezpieczeństwa".


Zdaniem "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zajścia w Chemnitz pokazują, "jak szybko można zmobilizować tłum" oraz że "cienka jest granica między cywilizacją a barbarzyństwem".

Dziennik przypomina, że w Chemnitz w sprawie zabójstwa zatrzymano Syryjczyka i Irakijczyka. "Ten, kto gniew z tego powodu zamienia w lincz, sam jest sprawcą i powinien zostać ukarany. Kto nawołuje do 'polowania' na ludzi obcego pochodzenia jest podżegaczem. (...) Za bezpieczeństwo publiczne odpowiada państwo i tylko państwo" - czytamy.

"FAZ" wskazuje, że Chemnitz znajduje się w Saksonii, jednym z landów wchodzących dawniej w skład NRD.


"Nie jest żadną tajemnicą, że zwłaszcza na wschodzie (kraju) spuścizna NRD i zmiany związane z transformacją nadal oddziałują. Nie usprawiedliwia to niczego, ale też nie może być z urazą przemilczane. (...) Jest to w pierwszej kolejności wyzwanie dla państwa, które musi konsekwentnie strzec (obywateli - red.) przed przestępstwami, a także konsekwentnie zwalczać nienawiść i przemoc oraz chronić przestrzeń publiczną" - pisze gazeta.

"Co się dzieje z mieszkańcami Saksonii?" - pyta z kolei berliński "Tagesspiegel". "Czy najlepiej rozwijający się gospodarczo wschodni land osuwa się ostatecznie we wrogość wobec demokracji? (...) Jak długo liberalne saksońskie mieszczaństwo będzie przyglądać się, podczas gdy jego ojczyzna zamienia się w scenę nietolerancji i głupoty?" - dodaje.

Gazeta podkreśla, że mieszkańcy Saksonii nie są "wstecznymi nacjonalistami, ukrytymi czy jawnymi", a kto tak twierdzi, "chce eskalacji, a nie demokratycznego dialogu". Z drugiej strony - ocenia - równie nieprzydatne są "ciągłe próby tłumaczenia nastrojów w Saksonii jej doświadczeniami z NRD i krzywdami doznanymi po upadku muru berlińskiego, bo noszą znamiona usprawiedliwienia".

"Nadszedł czas, by mieszkańcy Saksonii podjęli decyzję. Czy chcą nadal się przyglądać, jak ich land przejmują po trochu populiści i skorzy do przemocy podżegacze (...)? Czy obudzą się dopiero wtedy, gdy (prawicowo-populistyczna) Alternatywa dla Niemiec wygra lokalne wybory w 2019 roku?" - pyta gazeta.

Z drugiej strony zaznacza, że "jeśli ludzie mają poczucie, że państwo zaniedbuje swój obowiązek gwarantowania (im) bezpieczeństwa, gdy nauczyciele i policjanci czują się przeciążeni nakładanymi na nich zadaniami, muszą to zmienić rząd i parlament, ale (...) także artyści, inżynierowie, sportowcy, naukowcy, biznesmeni i związkowcy mają obowiązek wykazać się przyzwoitością i odwagą cywilną, gdy w ich ojczyźnie umacniają się nienawiść i przemoc". 

(j.)