Oszczędności i walka z dyskryminacją to powody reformy polskiego szkolnictwa za granicą. W ten sposób przyczyny likwidacji od września polskiego liceum przy ambasadzie w Brukseli tłumaczy wiceszef resortu edukacji Krzysztof Stanowski. Nauki polskiego nie będzie mogło więc kontynuować w placówce około stu licealistów. Rodzice są oburzeni.

Krzysztof Stanowski tłumaczy, że tylko 10 procent polskich dzieci za granicą uczy się w szkołach przy ambasadach, reszta - w placówkach, prowadzonych przez rodziców czy polskie organizacje. A tylko w szkołach przy ambasadach nauka jest bezpłatna. Ministerstwo edukacji chce doprowadzić do sytuacji, w której wszystkie szkoły będą wspierane w równy sposób - zapewnia w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Zasadą wiceszef MEN:

A okazuje się, że pieniędzy na szkoły poza krajem może zabraknąć i dlatego trzeba szukać oszczędności. Ministerstwo edukacji stanęło sytuacji, w której pieniądze na prowadzenie szkół - gdyby patrzeć tylko na zmiany kursu złotego - skończyłyby się mniej więcej w połowie sierpnia - wyjaśnia Krzysztof Stanowski:

Z tego powodu we wszystkich liceach przy ambasadach zostanie wprowadzony tryb nauczania korespondencyjnego. Chodzi o 78 placówek.

Zamknięciem brukselskiego liceum oburzeni są rodzice uczniów, których - jak twierdzą - zawiadomiono zbyt późno, tuż przed wakacjami. Uważam, że to jest nieuczciwe wobec naszych dzieci i nas, ponieważ nie mamy żadnej innej alternatywy - mówią. Rodzice odrzucają też formułę kształcenia korespondencyjnego. Dla tych dzieci nauka on-line nie wystarczy. One potrzebują się spotykać z rówieśnikami, wymieniać poglądy - przekonują.

Od września cięcia obejmą także szkołę podstawową: Nie będzie religii, nie będzie matematyki. Nie ma etatu dla bibliotekarza, nie ma etatu dla administracji. Dyrektorka szkoły Bożena Rogolińska dodaje, że nikt z ministerstwa nie konsultował tych zmian z dyrektorami polskich szkół za granicą.