Na 99 procent trafiliśmy w zbiornik z trującym paliwem - zapewniają Amerykanie, którzy nad ranem, rakietą SM-3, zestrzelili zepsutego satelitę. Przez najbliższych kilkadziesiąt godzin szczątki kosmicznej maszyny mogą jeszcze spadać z atmosfery na Ziemię, ale zdaniem Pentagonu, nie ma rejonów świata, które byłyby szczególnie narażone na upadek tych małych części.

Wszystko na razie wskazuje, że rakieta trafiła dokładnie w zbiornik z hydrazyną. Świadczyć może o tym eksplozja satelity. Ale, żeby mieć pewność, Amerykanie przeglądają klatka po klatce, zapisy wideo z tej operacji, w tym także obraz przekazywany przez samą rakietę. Pentagon monitoruje też szczątki maszyny w atmosferze.

Większość z nich prawdopodobnie się spaliła, ale nie można wykluczyć, że niektóre z nich gdzieś spadną. Będą to jednak fragmenty wielkości piłki futbolowej i raczej utopią się w oceanie. Amerykańska armia najprawdopodobniej za kilkadziesiąt godzin ogłosi całkowity sukces tej operacji.

Jak dotąd nie zaobserwowaliśmy niczego większego niż piłka, ale powtarzam, nie jest to jeszcze niezbity dowód. Potrzebujemy więcej czasu na analizę danych. Zabierze nam to do dwóch dni, by upewnić się, co się stało z każdą częścią satelity - powiedział na specjalnej konferencji generał James Cartwright.

Zdaniem Krzysztofa Ziółkowskiego z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk, prawdopodobieństwo, że paliwo dostanie się do Pacyfiku, jest minimalne. Paliwo' wchodząc do atmosfery, w górnych warstwach atmosfery ulegnie spaleniu, zniszczeni. Do Ziemi na pewno nic nie doleci - stwierdził. Posłuchaj relacji reporterki RMF FM Kamili Biedrzyckiej:

Satelitę szpiegowskiego NROL-21 udało się zestrzelić już przy pierwszej próbie. Urządzenie zniszczono na wysokości prawie 250 kilometrów nad Oceanem Spokojnym w pobliżu Hawajów. O godzinie 4:26 polskiego czasu z amerykańskiego okrętu USS "Lake Erie" wystrzelono rakietę przechwytującą SM-3, która chwilę później uderzyła w przelatującego satelitę. Poruszał się on wtedy z prędkością 44 tysięcy kilometrów na godzinę. Pentagon poinformował, że wszystkie stacje obserwacyjne potwierdziły fakt trafienia w satelitę.

Część szczątków NROL-21 spaliła się już w ziemskiej atmosferze. Pozostałe mogą krążyć wokół naszej planety nawet przez 40 dni. Rozkaz o wystrzale podjął osobiście amerykański sekretarz obrony Robert Gates.

Nie jest to prosta sprawa - tak o operacji zestrzelenia satelity mówi Stanisław Rokita, astronom z toruńskiego planetarium. Satelity krążą wokół Ziemi z ogromną prędkością. To są setki czy tysiące kilometrów na godzinę. Trzeba przewidzieć, gdzie jest dany obiekt i dokładnie wycelować w to miejsce, gdzie on się znajdzie w chwili kontaktu z rakietą - zaznacza.

Pomyślne zestrzelenie satelity oznacza, że amerykański system antyrakietowy, choć wciąż nie jest w pełni gotowy, może być wykorzystany do wojny w przestrzeni kosmicznej. Pentagon przyznał, że prace nad przystosowaniem trzech rakiet SM-3 do misji przeciwko NROL-21 trwały kilka tygodni, a koszt wyniósł kilkadziesiąt milionów dolarów.

Eksperymentalny satelita rozpoznania radarowego NROL-21 Narodowego Biura Wywiadowczego krążył wokół Ziemi od 14 grudnia 2006 r. Kilka tygodni po starcie Amerykańska Agencja Wywiadowcza straciła nad nim kontrolę. Wagę urządzenia szacowano na 2300 kilogramów, z czego 500 kg stanowiło toksyczne paliwo – hydrazyna. Wszelkie inne, bardziej szczegółowe informacje na jego temat są tajne.