Zbyt polityczne nazwisko, zbyt polityczna twarz. W Stanach Zjednoczonych wzrasta liczba osób niezadowolonych z powodu fizycznego podobieństwa lub zbieżności nazwisk z kandydatami na prezydenta.

W takiej sytuacji jest na przykład Cindy Michel, prezenterka jednego z programów telewizyjnych, która jest łudząco podobna do Sary Palin. Podobieństwo do republikańskiej kandydatki na wiceprezydenta przysparza dziennikarce nie lada problemów. Jak sama przyznaje, odbiera dziesiątki telefonów od poirytowanych wyborców, którzy komentują poczynania… "oryginalnej" Sary.

W powyższym wypadku wszystko kończy się co najwyżej na zapchanej linii telefonicznej, ale przypadek Johna McCaina, czarnoskórego mieszkańca Nowego Jorku, którego - jak sam podkreśla - z polityką nic nie wiąże, może mieć poważniejsze konsekwencje polityczne. Muzyk bowiem bez skrępowania deklaruje przed kamerami CNN: Nazywam się John McCain. Zagłosuję na Baracka Obamę. A to o ból głowy może przyprawić nie tylko sztab wyborczy „oryginalnego” kandydata na urząd prezydenta, ale także wyborców, którzy mogą być nieco zdezorientowani całą sytuacją.