Władimir Putin chce w Soczi pokazać światu bogatą, imperialną Rosję. Jednak w tym samym czasie, mieszkańcy jednej z wiosek pod Pskowem kładą się na tory, by... zatrzymać pociąg. Tylko w ten sposób mogą dostać się do lekarza, czy sklepu.

Wioska Dołżycy w obwodzie pskowskim to Rosja w pigułce. Do wioski wiedzie trakt, który trudno nazwać nawet drogą polną. W zimie nie mogą jej pokonać nawet samochody terenowe. Do niedawna w wiosce zatrzymywał się pociąg, ale kolej zlikwidowała nierentowne połączenie.

Jesteśmy odcięci od świata i pozostawieni sami sobie, nie dojeżdża do nas nawet pogotowie ratunkowe - mówią zdesperowani mieszkańcy.

Gdy zachorowała Ludmiła Timofiejewna, cała wioska wyszła na tory. Byłam ciężko chora, razem z mieszkańcami poszliśmy na tory, zatrzymaliśmy pociąg. Poprosiliśmy maszynistę, by mnie zabrał, a on odmówił, bo to skład służbowy, a nie pasażerski. Ludzie stanęli na torach, powiedzieli, że nie przepuszczą pociągu, bo co, ja mam tu umrzeć? - opowiada Ludmiła Timofiejewna.

Policja grozi, że będzie karać mandatami za blokowanie torów, ale mieszkańcy Dołżyc wzruszają ramionami. Od tygodni w ten sposób zatrzymują pociągi, bo innego wyjścia nie mają.

Regionalne władze twierdzą, że niebawem rozwiążą problem odciętej od świata wioski, jednak na razie mieszkańcy do najbliższego sklepu mają 5 kilometrów i muszą pieszo przedzierać się przez zaspy śnieżne.

(mal)