​Unijna dyrektywa o delegowaniu pracowników wymaga ulepszeń - powiedział prezydent Rumunii Klaus Iohannis po spotkaniu w Bukareszcie z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, który objeżdża europejskie stolice, by przekonywać do zaostrzenia zasad delegowania.

Z jednej strony, we Francji jest niezadowolenie z powodu niezgłoszonych pracowników. Z drugiej strony, w Europie Wschodniej, w Rumunii jest wielu ludzi, którzy chcą pracować we Francji, Niemczech, Hiszpanii. Jest jasne, że dyrektywa wymaga więcej jasności i ulepszeń - powiedział Iohannis.

Macron ze swej strony powiedział, że do końca roku oczekuje kompromisu w sprawie nowelizacji dyrektywy, która rodzi podziały między tymi krajami członkowskimi UE, które wysyłają pracowników, a tymi, które ich przyjmują.

W środę Macron był w Salzburgu, gdzie o nowelizacji dyrektywy rozmawiał z szefami rządów Austrii, Czech i Słowacji. Austriacki kanclerz Christian Kern powiedział na wspólnej konferencji prasowej czterech przywódców, że osiągnęli oni porozumienie co do podstawowych zasad, jakimi ma się rządzić wysyłanie osób do pracy w innym kraju UE. Prezydent Francji sprecyzował, że obejmuje to skrócenie czasu, na jaki pracownik może być wysłany, oraz kwestie płacy.

Wcześniej Macron oświadczył w Salzburgu, że obecna unijna dyrektywa o pracownikach delegowanych jest "zdradą europejskiego ducha w samych jego fundamentach". Macron rozpoczął od tego miasta podróż po Europie, by namawiać partnerów do zaostrzenia przepisów UE o delegowaniu pracowników, co jest jedną z obietnic złożonych w kampanii wyborczej. W piątek w Warnie spotka się w tej sprawie z prezydentem i premierem Bułgarii - Rumenem Radewem i Bojko Borysowem.

W 2016 roku roku Komisja Europejska przedstawiła propozycję nowelizacji dyrektywy z 1996 r. w sprawie delegowania pracowników w UE. Najważniejszą proponowaną zmianą jest wprowadzenie zasady równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu. Oznacza to, że pracownik wysłany przez pracodawcę tymczasowo do pracy w innym kraju UE miałby zarabiać tyle, co pracownik lokalny za tę samą pracę.

Ma mu przysługiwać nie tylko płaca minimalna, jak jest obecnie, lecz także inne obowiązkowe składniki wynagrodzenia, takie jak premie czy dodatki urlopowe. Gdy okres delegowania przekroczy dwa lata, pracownik delegowany - zgodnie z propozycją KE - byłby objęty prawem pracy państwa goszczącego. Dla polskich firm, które delegują prawie pół miliona pracowników, to skrajnie niekorzystne zapisy.

Francja, wspierana przez kilka innych zachodnich krajów, w tym Niemcy, forsuje ograniczenie delegowania do 12 miesięcy.

Obecne rozwiązanie, zgodnie z którym firma płaci składki na świadczenia społeczne od delegowanych pracowników według stawek kraju pochodzenia, Macron i wielu innych polityków na Zachodzie nazywają "dumpingiem socjalnym".

(ph)