Z Ramallach na Zachodnim Brzegu Jordanu dobiega odgłos wystrzałów karabinowych i eksplozji – poinformowała agencja France Presse. Widać także czarny, gęsty dym. Izraelska armia wkroczyła do tego palestyńskiego miasta (siedziby Jasera Arafata) wczoraj w nocy w odwecie za zamach w Netanii. Zginęło w nim 20 osób a ponad 100 zostało rannych.

Izraelscy żołnierze zajęli kilka budynków w kompleksie, mieszczącym siedzibę władz Autonomii Palestyńskiej oraz kwaterę Arafata. Po tych wydarzeniach lider Autonomii wezwał do masowych ataków samobójczych przeciwko Izraelowi. Kilka godzin później do zamachu doszło w supermarkecie w Jerozolimie, gdzie wysadziła się młoda palestyńska kobieta, zabijając dwie osoby i raniąc ponad 30. Stany Zjednoczone, najbliższy sojusznik Izraela, wezwały Arafata by wstrzymał przemoc: „Rozumiemy, że władze Izraela nie mogą pozostawić bez odpowiedzi zamachów terrorystycznych i mają prawo do podjęcia takich kroków, jakie uznają za konieczne do obrony własnych obywateli. Wzywamy jednak premiera Szarona i jego ministrów do uważnego rozważenia skutków akcji odwetowych” - mówił amerykański sekretarz stanu, Colin Powell.

Działania Izraela zdecydowanie potępił świat arabski. Państwa regionu - Liban, Syria, Arabia Saudyjska - domagają się jak najszybszego wycofania się armii izraelskiej z Ramallah. W obronie swoich rodaków demonstrowało tysiące Palestyńczyków w obozach uchodźców w Libanie i Jordanii. „To kolejna z masakr, dokonanych przez Szarona. Przywykliśmy do tych aktów terroru, ale Palestyńczycy się nie ugną” - krzyczała jedna z demonstrantek.

Foto: Archiwum RMF

11:25