​Holandia deportowała do Polski śmiertelnie chorą gruzińską dziewczynkę. Po przybyciu do naszego kraju lekarze stwierdzili u 7-latki ostrą białaczkę. Obecnie jest leczona w szpitalu dziecięcym w Warszawie. Do wydarzeń doszło w styczniu, ale w środę wieczorem holenderska telewizja wyemitowała reportaż o tej bulwersującej sprawie. Przyjrzała się jej także korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon. Według jej ustaleń, holenderska administracja nie tylko zachowała się bezdusznie, ale mogła też złamać prawo.

Renata Agamirjan miała sześć lat, gdy wraz z rodziną przyjechała wiosną 2012 roku z Polski do Holandii. Trafiła do ośrodka dla azylantów Baexem koło Roermond. Holenderski urząd imigracyjny zdecydował o deportacji do Polski, bo rodzina złożyła wcześniej wniosek o status uchodźcy w Polsce i nie powinna była opuszczać Polski aż do zakończenia procedury. Europejskie prawo przewiduje deportację do miejsca, w którym starający się o azyl złożył dokumenty. Holandia miała więc teoretycznie prawo deportować rodzinę do naszego kraju. Jednak działania holenderskiej administracji okazały się bezduszne. Mogło nawet dojść do złamania prawa.

Będąc jeszcze w otwartym ośrodku dla uchodźców, dziecko zaczęło bardzo chorować, a rodzice nie mogli doprosić się lekarza. Renata miała wysoką gorączkę i krwotoki z nosa. Zaczęły pojawiać się guzy, miała też powiększone węzły chłonne i sińce pod oczami.  W końcu rodzice na własną rękę skontaktowali się z prywatnym lekarzem. Ten nakazał natychmiastowe badania krwi i wysłał w tej sprawie maila do ośrodka. Dziwnym trafem nad ranem przewieziono rodzinę do zamkniętego ośrodka deportacyjnego. Tam rodzina ze słaniającą się dziewczynką spędziła 5 dni.

Mimo ponawianych przez rodziców próśb, żaden lekarz nie zbadał dziecka. Dziewczynka trafiła do samolotu w stanie krytycznym. Bardzo źle zniosła podróż i krwawiła. Prawdopodobnie żaden lekarz nigdy nie zgodziłby się na podróż samolotem w tak krytycznym stanie. Cudem przeżyła. Po wylądowaniu w Polsce lekarze stwierdzili ostrą białaczkę.

Holenderska telewizja opublikowała bulwersujący reportaż

Holenderska telewizja opublikowała reportaż o tej bulwersującej sprawie. Jest on bardzo smutny. Najpierw widzimy małą Renatę z pięknymi włosami, gdy nuci piosenkę po holendersku, a potem przenosimy się do Polski, gdzie ojciec nosi na rękach udręczone chemioterapią dziecko. Z reportażu wynika jasno, że w Holandii - pomocy medycznej odmówiono Gruzinom z premedytacją, a w momencie gdy skontaktowali się z lekarzem spoza centrum dla azylantów, zamknięto ich w ośrodku deportacyjnym.

Władze holenderskie zaprzeczają, ale dziennikarze dotarli jednak do zapisów tłumaczeń rozmów pomiędzy rodziną z Gruzji a pracownikami centrum uchodźców. Nie ma wątpliwości, że uchodźcy w Gruzji byli ignorowani przez pracowników centrum dla uchodźców, a później przez policję i pracowników ośrodka deportacyjnego. Słaniającemu się dziecku podawano jedynie środek przeciwbólowy i watę, by zatrzymać krwawienie z nosa. To polski lekarz cytowany w reportażu, Tadeusz Robak zdiagnozował w Renaty - ostrą białaczkę. Lekarz uważa, że przez opóźnienie leczenia szanse na wyzdrowienie dziecka maleję. Można przypuszczać, że w podobnym stanie było dziecko wcześniej. Tak duża niedokrwistość nie rozwija się w ciągu jednego, czy dwóch dni" - mówi lekarz - to jest kwestia na pewno kilku tygodni. Nie ma wątpliwości, że mała Renata powinna była być leczona w Holandii. 

"To było wprost nieludzkie"

Renata znajduje się teraz w szpitalu dziecięcym w Warszawie. Gruzińskiej rodzinie pomaga Stowarzyszenie Interwencji Prawnej. Rodzinę czeka jednak dosyć długa procedura, by otrzymać zgodę na pobyt tolerowany w Polsce. Ze względów humanitarnych, ze względu na sytuację zdrowotną córki, rodzina ta ma szansę, by otrzymać pobyt w Polsce - uważa Katarzyna Słubik z SIP, która udziela pomocy prawnej rodzinie. Słubik jest przekonana, że w Holandii doszło co najmniej do poważnych zaniedbań. To, co się stało było wprost nieludzkie - mówi dziennikarce RMF FM prawniczka.

Stowarzyszenie kontaktuje się z adwokatem w Holandii, który zaskarżyłby holenderskie władze w imieniu rodziny Agamirjan. Słubik nie wyklucza także skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Tutaj można obejrzeć reportaż o tej bulwersującej sprawie

(MRod)