Grant Shapps - były minister transportu w rządzie Borisa Johnsona - został nowym ministrem spraw wewnętrznych Wielkiej Brytanii. Zastąpił w tej roli Suellę Braveman, która niespodziewanie złożyła rezygnację.

To już druga zmiana w ścisłym gabinecie Liz Truss w ciągu 43 dni jego funkcjonowania, bo w piątek zwolniony został minister finansów Kwasi Kwarteng, którego następcą został Jeremy Hunt. Nominacja dla Shappsa oznacza, że w obu przypadkach nowymi członkami rządu zostali politycy, którzy w przeprowadzonych latem wyborach nowego lidera Partii Konserwatywnej opowiedzieli się za głównym rywalem Truss, byłym ministrem finansów Rishim Sunakiem. 

Po ogłoszeniu przez Truss składu rządu zwracano uwagę, że nie próbuje ona zjednoczyć poważnie podzielonej partii, lecz niemal cały gabinet składa się z osób, które poparły ją w partyjnych wyborach. Wciągnięcie do rządu Hunta i Shappsa jest próbą naprawienia tego błędu, choć nie wiadomo, czy nie jest to próba spóźniona. Tym niemniej powierzenie funkcji szefa MSW Shappsowi może przynieść pewne korzyści - był on jednym z największych krytyków polityki gospodarczej Truss, więc w ten sposób neutralizuje ona wewnątrzpartyjną opozycję. Poza tym Shapps ma wyjątkowo dobre rozeznanie w nastrojach wśród posłów i duże zdolności interpersonalne. 

Braverman podała się do dymisji

W wysłanym do Truss liście Suella Braverman wskazała na dwa powody swojej rezygnacji - pierwszym, bardziej bezpośrednim jest to, że złamała zasady bezpieczeństwa, wysyłając z prywatnego konta e-mail oficjalny dokument. Wyraziła też jednak zaniepokojenie kierunkiem polityki rządu. 

"Dla wszystkich jest oczywiste, że przechodzimy przez burzliwy okres. Mam obawy co do kierunku, w jakim zmierza ten rząd. Nie tylko złamaliśmy kluczowe przyrzeczenia złożone naszym wyborcom, ale mam też poważne obawy co do zaangażowania tego rządu w przestrzeganie zobowiązań zawartych w manifeście, takich jak zmniejszenie ogólnej liczby migrantów i powstrzymanie nielegalnej migracji, zwłaszcza niebezpiecznych przepraw małymi łodziami (przez kanał La Manche - PAP)" - napisała Braverman.

W ostatnich dniach Braverman krytykowała wycofanie się rządu z ogłoszonego trzy tygodnie wcześniej planu szeroko zakrojonych cięć podatkowych. Rząd został zmuszony do tego pod presją rynków finansowych, które źle odebrały zapowiedź zwiększenia zadłużenia kraju.

Truss ponownie przeprasza, ale nie zamierza rezygnować

Tymczasem walcząca o przetrwanie na stanowisku brytyjska premier Liz Truss ponownie przeprosiła za popełnione błędy, które spowodowały turbulencje gospodarcze, ale zapewniła, że nie ma zamiaru składać rezygnacji. 

Dziś Truss - po raz pierwszy od czasu zmiany ministra finansów w piątek i faktycznego wyrzucenia do kosza całego jej programu gospodarczego przez nowego szefa tego resortu Jeremy'ego Hunta - odpowiadała na pytania posłów. Od tego, jak wypadnie podczas tej sesji, wielu posłów jej Partii Konserwatywnej uzależniało, czy próbować ją odsunąć z funkcji liderki, czy też dać jej jeszcze szansę. 

Bardzo wyraźnie powiedziałam, że przepraszam i że popełniłam błędy. Właściwą rzeczą do zrobienia w tych okolicznościach jest wprowadzenie zmian, które wprowadziłam, oraz kontynuowanie pracy i dotrzymanie obietnic złożonych Brytyjczykom - oświadczyła Truss w Izbie Gmin. 

Gdy lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer wyliczał kolejne punkty jej programu, z których rząd wycofał się w ciągu ostatnich kilku dni, i zapytał, dlaczego w takim razie ona jeszcze tu jest, Truss odparła: "Jestem wojowniczką i nie rezygnuję. Działałam w interesie narodowym, aby zapewnić, że mamy stabilność gospodarczą". 

Truss faktycznie walczyła, ostro odcinając się Starmerowi, sama go atakując i w ocenie mediów wypadła dobrze, choć to, na ile przedłużyła swoje polityczne życie nadal jest otwartą kwestią. Już po sesji poselskich pytań kolejny, szósty poseł Partii Konserwatywnej publicznie ogłosił, że wysłał list z żądaniem przeprowadzenia partyjnego głosowania nad wotum zaufania dla Truss. 

Odpowiadając na pytania Truss złożyła jeszcze jedną - oprócz tej, że nie zrezygnuje - ważną deklarację - że jej rząd podtrzymuje zasady corocznej waloryzacji emerytur. Zgodnie z nimi, emerytury są podnoszone o wskaźnik inflacji, o wskaźnik wzrostu płac lub o 2,5 proc. - w zależności od tego, która z tych liczb jest najwyższa. W tym roku jest to zdecydowanie inflacja, która we wrześniu osiągnęła 10,1 proc. w skali roku. 

Jeszcze w poniedziałek Hunt wykluczył podejmowanie jakichkolwiek zobowiązań przed końcem miesiąca, gdy ma ogłosić średnioterminowy plan fiskalny. Jak wyjaśniło później biuro prasowe Truss, decyzja o waloryzacji emerytur była uzgodniona między nimi.