Czechy jako pierwszy kraj z byłego bloku sowieckiego rozpoczynają wraz z Nowym Rokiem półroczne przewodnictwo w Unii Europejskiej. Naszych południowych sąsiadów czeka niełatwe zadanie, bowiem przejmują pałeczkę po pełnym sukcesów przywództwie Francji. Co więcej, czeski prezydent jest zdeklarowanym przeciwnikiem Wspólnoty.

Czesi rozpoczęli półroczny okres prezydencji w Unii Europejskiej bardzo pracowicie. Premier Mirek Topolanek zdążył już wydać oświadczenie w sprawie rosyjskich dostaw gazu do Europy Zachodniej przez terytorium Ukrainy. Zaznaczył, że umowy Gazpromu z krajami Wspólnoty muszą być honorowane. Ogłosił również, że zorganizuje unijną misję bliskowschodnią, , aby zastopować konflikt izraelsko-palestyński. Mirek Topolanek zapowiedział, że to Europa powinna przejąć inicjatywę dyplomatyczną, ponieważ nie można już liczyć na administrację amerykańską.

W sukces czeskiego przewodnictwa nie wątpi wicepremier i minister ds. europejskich Alexandr Vondra. Bądźmy realistyczni. Czechy to nie jest supermocarstwo, jesteśmy średnim krajem w Unii Europejskiej, na 12. lub 13. miejscu pod względem wielkości w Unii. Nie mamy stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Ale ufam i jestem pewien, że sobie poradzimy - oświadczył niedawno Vondra.

W powodzenie Czechów wierzy również przewodniczący Komisji ds. zagranicznych Parlamentu Europejskiego Jacek Saryusz-Wolski. Trzeba skończyć ten czarny PR i dać Czechom duży kredyt zaufania - apelował niedawno. Wyraził również przekonanie, że Czechy są "technicznie i logistycznie świetnie przygotowane", a premier Mirek Topolanek to "bardzo energiczny człowiek" i nie pozostanie w cieniu poprzednika, Nicolasa Sarkozy'ego.

W Brukseli nadchodzące sześć miesięcy budzi jednak niepokój wielu dyplomatów. Czego obawiają się unijni urzędnicy? Posłuchaj relacji korespondentki RMF FM Katarzyny Szymańskiej - Borginon: