W centrum stolicy Birmy, Rangunu, służby bezpieczeństwa otworzyły ogień w kierunku tłumu demonstrantów – informuje agencja AP. Telewizja CNN twierdzi, że zginęło co najmniej 10 osób. Wśród ofiar jest japoński fotoreporter.

Hiszpańska agencje EFE donosi, że do zdarzenia doszło w dzielnicy Tamew, we wschodniej części miasta. Wojsko próbowało powstrzymać liczący blisko 5 tys. osób pochód demonstrantów, który odmówił rozejścia się.

Japońska Kyodo zaznacza, że nie wiadomo dokładnie, jaka jest skala ofiar po oddaniu strzałów. Natomiast francuska AFP podaje, że wojsko oddało jedynie strzały ostrzegawcze w powietrze.

Birmańskie służby bezpieczeństwa przeprowadziły o świcie obławę w buddyjskich klasztorach. Aresztowanych zostało kilkuset mnichów, którzy od 10 dni prowadzą zakrojone na szeroką skalę antyrządowe manifestacje.

Rządząca Birmą junta wojskowa zignorowała międzynarodowe apele o niestosowanie przemocy wobec protestujących. Rada Bezpieczeństwa ONZ wezwała birmańskie władze do podjęcia pilnej współpracy ze specjalnym oenzetowskim wysłannikiem. Z powodu sprzeciwu Chin, Rada nie potępiła jednak oficjalnie wydarzeń.

Manifestacje w Birmie rozpoczęły się ubiegłym miesiącu – były to niewielkie akcje protestacyjne przeciwko podwyżce cen paliw i obniżeniu stopy życiowej. Z czasem przerodziły się jednak w masowe demonstracje. Wczoraj na ulice Rangunu wyszło nawet do 100 tys. osób, a birmańskie służby bezpieczeństwa po raz pierwszy otworzyły ogień do protestujących – w starciu zginęły co najmniej 3 osoby, a około 100 zostało rannych.