3 lata temu francuscy komandosi dwukrotnie mieli na muszce lidera Al-Kaidy Osamę bin Ladena, ale dowodzący nimi Amerykanie nie wydali zezwolenia na strzał. Tak wynika z filmu dokumentalnego, do którego dotarła agencja Reutera. Paryż zdementował te rewelacje.

Z dokumentu, który ma się pojawić na ekranach w marcu przyszłego roku, wynika, że bin Ladena namierzono dwukrotnie w odstępie 6 miesięcy. W 2003 i 2004 roku mieliśmy bin Ladena w zasięgu wzroku. Snajper powiedział: „Mam bin Ladena" - twierdzi cytowany w dokumencie anonimowy francuski komandos.

Według niego, na pozwolenie na strzał czekano około dwóch godzin, gdyż informacja musiała dotrzeć do amerykańskich oficerów mogących wydać pozwolenie, ale też "w dowództwie wahano się".

Ukazywani w dokumencie Afgańczycy wyrażali opinię, że Waszyngton wcale nie jest zainteresowany jego odnalezieniem. W filmie zadawano też pytanie, czy USA zamiast

schwytaniem terrorysty nie są bardziej zainteresowane utrzymaniem stabilnej sytuacji w Pakistanie, gdzie wielu ludzi popiera bin Ladena. Armia francuska uważa, że do incydentu nigdy nie doszło, a film rozpowszechnia "fałszywe informacje".