88-letnia Jean Flick, mieszkanka Thorpeness w Wielkiej Brytanii, od miesięcy żyje w strachu, że jej dom – miejsce, w którym spędziła ćwierć wieku – zniknie w morskiej otchłani. Budynek stoi na klifie, który metr po metrze pochłaniają morskie fale.

Thorpeness, niewielka miejscowość wypoczynkowa w hrabstwie Suffolk, od lat zmaga się z problemem erozji wybrzeża. Jednak dla 88-letniej emerytki to osobista tragedia. Kobieta mieszka w swoim domu na klifie od 25 lat. Wprowadziła się tu, by rozpocząć nowe życie po śmierci pierwszego męża, wspólnie z drugim, który również odszedł po walce z chorobą.

Powiedziano nam, że nic nie możemy zrobić - mówi rozgoryczona Jean Flick - Mój dom znika i to jest druzgocące. Serce mi pęknie, bo to mój dom.

Erozja w Thorpeness nie jest nowym zjawiskiem. Jednak w ostatnich latach przybrała na sile. W efekcie domy stojące na skraju urwiska znalazły się w dramatycznej sytuacji.

Władze lokalne nie pozostawiają złudzeń. Twierdzą, że podczas jesiennych pływów nie można nic zrobić, przegląd sytuacji będzie można dokonać dopiero wiosną. To oznacza, że przez najbliższe miesiące mieszkańcy domu na klifie muszą liczyć tylko na siebie i... łaskę pogody.

Tymczasem sytuacja ma także wymiar ekonomiczny. Wartość nieruchomości spadają, bo nikt nie chce kupić domu w wiosce, która może zniknąć.

Plan opracowany przez Agencję Ochrony Środowiska i lokalne władze przewiduje tzw. "zarządzane przesunięcie linii brzegowej". Oznacza to, że będą to działania spowalniające erozję, ale nie zatrzymujące jej całkowicie. Zaznaczają, że mieszkańcy muszą liczyć się z tym, iż nadejdzie moment, kiedy dla własnego bezpieczeństwa będą musieli opuścić swoje domy.

Jean Flick nie chce się poddać. Po prostu czekam z nadzieją - mówi, patrząc na morze. Wie jednak, że jeśli krawędź klifu zbliży się na odległość pięciu metrów od jej pochodzącego z 1928 roku domu, budynek będzie musiał zostać rozebrany. Jak twierdzi, wtedy pozostanie jej tylko przyczepa kempingowa lub namiot.