Ukraińskie władze aresztowały oficera podejrzewanego o zgwałcenie 29-letniej kobiety. Mężczyznę zatrzymano dopiero po trzech dniach masowych protestów, podczas których mieszkańcy osady Wradijiwka na południu Ukrainy zdewastowali komisariat milicji.

Na Ukrainie zaczyna się mówić o początkach "ludowego buntu" przeciwko swawoli i bezkarności urzędników państwowych. Zanim aresztowano funkcjonariusza, oburzeni ludzie przypuścili szturm na lokalną siedzibę milicji. Padły strzały, a kilka osób zostało rannych.

Chciano zatuszować sprawę

Przestępstwo, które wstrząsnęło Ukrainą, starano się zatuszować m.in. ze względu na rodzinne powiązania aresztowanego oficera, oraz drugiego funkcjonariusza milicji, który także uczestniczył w gwałcie. Ten ostatni, oraz kierowca taksówki będący świadkiem przestępstwa, zostali zatrzymani kilka dni wcześniej.

Zgwałcili, bo odrzuciła zaloty

Do gwałtu na 29-latce, sprzedawczyni w sklepie w Wradijiwce, doszło 26 czerwca. Według mieszkańców tej ośmiotysięcznej miejscowości w obwodzie mikołajowskim, oraz samej poszkodowanej, została zaczepiona przez dwóch milicjantów na dyskotece. Gdy odrzuciła ich zaloty, została wepchnięta przez nich do samochodu i wywieziona do lasu.

Ciężko pobitą, wielokrotnie zgwałconą i nieprzytomną kobietę milicjanci pozostawili w lesie. Myśleli prawdopodobnie, że nie żyje, jednak 29-latka odzyskała przytomność i zdołała dotrzeć do najbliższej wsi, gdzie poprosiła o pomoc. W szpitalu poszkodowana wskazała jako sprawców dwóch znanych jej milicjantów oraz kierowcę ich taksówki.

Kapitan mógł uniknąć kary. Jest kuzynem szefa obwodowego zarządu MSW

Niższy rangą milicjant i taksówkarz trafili do aresztu 30 czerwca, jednak główny podejrzany, kapitan milicji pozostał wówczas na wolności. Wywołało to oburzenie mieszkańców Wradijiwki, którzy w ostatni poniedziałek przyszli domagać się jego aresztowania przed komisariat milicji. Cytowani przez media ludzie mówili, że kapitan może uniknąć kary, gdyż jest kuzynem szefa obwodowego zarządu MSW. Drugi podejrzany, zatrzymany wcześniej porucznik milicji, jest krewnym wysokiego urzędnika miejscowej prokuratury.

Gdy mieszkańcy Wradijiwki zrozumieli, że ich protest przed komisariatem nie przyniesie wyników, ruszyli na siedzibę milicji. Około 1000 osób rzucało w nią kamieniami, koktajlami Mołotowa, rozbijało szyby i niszczyło drzwi. Obecni w środku milicjanci użyli broni palnej i gazu łzawiącego. Zamieszki ustały, gdy na miejsce przybyły milicyjne oddziały specjalne.

"Forma protestu - niedopuszczalna"

We wtorek na temat wydarzeń we Wradijiwce debatował ukraiński parlament. Opozycja zażądała dymisji ministra spraw wewnętrznych Witalija Zacharczenki, jednak ten - choć przyznał, że jego podwładni zareagowali na zdarzenia związane z gwałtem "z opóźnieniem" - ocenił, że forma protestu zastosowana przez mieszkańców była niedopuszczalna i ze stanowiska nie ustąpił.

W środę sytuacja we Wradijiwce nadal pozostawała napięta. Mieszkańcy alarmowali dziennikarzy, że milicja zaczyna przesłuchiwać uczestników ataku na komisariat, a nawet im grozić. Przed komisariatem trwała akcja protestu.

Relacjonujące te wydarzenia media na Ukrainie piszą, że Wradijiwka stała się miejscem wybuchu niezadowolenia, wywołanego bezkarnością działań przedstawicieli władz, która nasiliła się od czasu, gdy krajem rządzi prezydent Wiktor Janukowycz. Zgodnie z badaniami socjologicznymi ukraińską milicję całkowitym zaufaniem darzy jedynie niecały 1 procent respondentów.