​Temat rosyjskich dronów, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną, wciąż budzi emocje. Do sprawy odniósł się ambasador USA przy NATO Matthew Whitaker w wywiadzie dla telewizji FOX Business. Dyplomata podkreślił, że Polska ze względu na swoje położenie musi uważnie śledzić wydarzenia w Ukrainie, ale - jak ocenił - "zagrożenie ze strony Rosji jest czasami nieco wyolbrzymiane".

Ambasador USA przy NATO Matthew Whitaker w rozmowie z telewizją FOX Business podkreślił, że wobec działań Moskwy konieczne jest rozwijanie "wielowarstwowej i stosunkowo taniej obrony powietrznej". Wyjaśnił przy tym, że zestrzeliwanie dronów za pomocą pocisków wartych wiele milionów dolarów jest nieefektywne.

Będziemy więc nadal pracować nad tymi kwestiami - zadeklarował.

Odniósł się też do sytuacji geopolitycznej naszego kraju i podkreślił, że Polska ze względu na położenie obserwuje to, co dzieje się w Ukrainie.

Myślę jednak, że zagrożenie ze strony Rosji jest czasami nieco wyolbrzymiane. Nie odnieśli oni zbyt wielu sukcesów, Ukraina odzyskała część terytorium - powiedział Whitaker.

Moim zdaniem wskazuje to na słabość Rosji, której gospodarka nadal się chwieje. Myślę, że kontynuowanie tej wojny będzie dla nich trudne.

Drony nad Polską

Kiedy wypowiadał te słowa, na antenie FOX Business emitowane były nagrania z Wyryk, gdzie w wyniku ataku dronów zniszczony został dom. Minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak potwierdził, że wszystko wskazuje na to, iż dom w Wyrykach w woj. lubelskim został uszkodzony przez rakietę wystrzeloną przez polski samolot F-16. Był to efekt nocnych działań sił sojuszniczych NATO, które zdecydowały się zestrzelić rosyjskie drony, naruszające polską przestrzeń powietrzną.

Do incydentu z rosyjskimi dronami doszło w nocy z 9 na 10 września. Polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona, a - jak poinformował premier Donald Tusk - "spora część z nich nadleciała bezpośrednio z Białorusi". 

NATO potwierdziło, że była to pierwsza sytuacja, kiedy sojusznicze samoloty podjęły działania przeciwko potencjalnym zagrożeniom w przestrzeni powietrznej państwa członkowskiego. W operacji uczestniczyły nie tylko polskie i holenderskie siły powietrzne, ale także niemieckie i włoskie.

W odpowiedzi na wydarzenia w Polsce sojusz uruchomił art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego, który umożliwia pilne konsultacje między państwami członkowskimi. Przepis ten stosowany jest w sytuacjach, gdy któryś z krajów uzna, że zagrożone jest jego bezpieczeństwo, integralność terytorialna lub niezależność polityczna. Nie jest to jednak mechanizm obronny w rozumieniu art. 5 NATO.