Dramatyczne chwile rozegrały się na rzece Missisipi. Siedem osób, w tym jedno dziecko, zostało wciągniętych pod śluzę w rejonie tamy Genoa na granicy stanów Wisconsin i Minnesota w USA. Wielu mówi o cudzie, bo wszyscy wyszli z wypadku bez obrażeń.
Do incydentu doszło w poniedziałkowe popołudnie ok. godz. 13.30. Jak informują biura szeryfów hrabstw Vernon i Houston w stanie Minnesota, łódź z siedmioma osobami na pokładzie straciła napęd kilka kilometrów powyżej tamy. Próby ponownego uruchomienia silnika zakończyły się niepowodzeniem, a dryfująca jednostka zbliżyła się do strefy bezpieczeństwa, znajdującej się około 180 metrów od tamy.
Wówczas Korpus Inżynieryjny Armii Stanów Zjednoczonych zamknął bramy w tym rejonie. Mimo to łódź została porwana przez silny nurt i wciągnięta pod śluzę. Cała siódemka wpadła do wody, a następnie wynurzyła się poniżej tamy.
Na miejscu natychmiast zareagowali pracownicy zapory, rzucając koła ratunkowe i pomagając rozbitkom bezpiecznie dostać się na brzeg.
Dzięki Bogu, nikt nie odniósł obrażeń - przekazali we wspólnym oświadczeniu szeryf hrabstwa Houston Brian Swedberg oraz szeryf hrabstwa Vernon Roy Torgerson. Wszyscy zostali przebadani na miejscu. Żadna z osób nie wymagała hospitalizacji.
Szef straży pożarnej Genoa-Harmony Mike Hanson przyznał, że finał tego zdarzenia można uznać za cud.
To naprawdę niewiarygodne. W takich sytuacjach zazwyczaj ginie przynajmniej jedna osoba - powiedział - To niesłychany zbieg okoliczności, że cała siódemka przeżyła.
Hanson podkreślił również rolę pracowników tamy, którzy poprzez odpowiednie sterowanie śluzą spowolnili przepływ wody, co zwiększyło szanse pasażerów na przeżycie.
Strażacy i lokalne służby apelują do żeglarzy o zachowanie szczególnej ostrożności w rejonie zapór, zwłaszcza po ich górnej stronie. Śledztwo w sprawie incydentu wciąż trwa.


