"Mam nadzieję, że związkowcy wytrzymają nerwowo, tak jak do tej pory" - mówił Donald Tusk przed sobotnim marszem gwiaździstym, który będzie kulminacją związkowych protestów w stolicy. "Na pewno będziemy dobrze przygotowani. Nie damy żadnego powodu do bycia agresywnym" - zapewnił.

Szef rządu stwierdził, że nie spodziewa się agresji ze strony związkowców, bo działałaby ona na ich niekorzyść. Moim zdaniem można powiedzieć głośno, co się nie podoba w Polsce, można głośno powiedzieć, jak się bardzo nie lubi Tuska, ale można to robić bez agresji - mówił.  Z drugiej strony władza może tak przygotować bezpieczeństwo obywateli i instytucji, żeby nie sprawiało to wrażenia, że w Polsce jest jakiś bardzo ostry konflikt społeczny - zaznaczył. Przyznał też, że najbliższy weekend "z oczywistych względów" spędzi w Warszawie.

Tusk stwierdził, że związkowcy protestują, bo takie jest ich zadanie. Nie zgadzam się z nimi, ale nie narzekam na fakt, że od czasu do czasu na ulicach pojawiają się demonstrujący, tym bardziej, że wiele ich uwag ma społeczny sens i pokazuje wiele spraw, które bolą ludzi - oświadczył. 

Na sobotę organizatorzy protestu zaplanowali wielotysięczną manifestację w centrum stolicy. Organizatorzy liczą na to, że weźmie w niej udział nawet 100 tysięcy osób. "Solidarność" wyruszy sprzed Sejmu, OPZZ - sprzed Pałacu Kultury, a Forum Związków Zawodowych sprzed Stadionu Narodowego. Z Ronda Dmowskiego pójdą wspierające protest Kluby "Gazety Polskiej". Po dojściu do ronda de Gaulle'a o godz. 13 wyjdzie wspólna manifestacja - przez Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście pod Pałac Prezydencki, skąd dojdzie na Plac Zamkowy i rozwiąże się. 

"Czas, by rządzący podzielili się władzą"

W piątek w związkowym miasteczku przed Sejmem odbyły się debaty dotyczące m.in. dialogu społecznego i prawa do referendum ogólnonarodowego. Można zapytać, skąd wśród postulatów pracowniczych, postulat dotyczący zmiany konstytucji i prawa w sprawie referendów. Można odpowiedzieć krótko: bo byliśmy naiwni - mówił przewodniczący "Solidarności" Piotr Duda. Dodał, że przy okazji podniesienia wieku emerytalnego zebrano prawie 2,5 mln podpisów, a do referendum i tak nie doszło. To w jakiej sprawie mają wypowiadać się obywatele, jak nie w tak żywotnym problemie. Czas najwyższy, aby rządzący podzielili się władzą ze społeczeństwem - apelował. Kiedy uda się przeprowadzić inicjatywę dotyczącą zmiany konstytucji w sprawie referendów, pobudzi to także obywateli do uczestnictwa w wyborach parlamentarnych - ocenił.

Związkowcy przekonywali, że zmiany w przepisach dotyczących referendów sprawiłyby, że ludzie zwiększyliby swoje zainteresowanie polityką. Chodzi o to, żeby narodowi wierzyć, bo naród wie, co jest dla niego najlepsze -mówił Adam Rogalewski z OPZZ. Jeśli uda nam się wprowadzić referenda, to pewnie podejmiemy kilka błędnych decyzji, ale nikt nie nauczył się teoretycznie pływać. Dojrzałość obywateli będzie rosła razem z tymi błędami - przekonywał Piotr Ciompa z Instytutu Spraw Obywatelskich.

(mn)