"Dyżurni ruchu są obciążani dodatkowymi obowiązkami, rząd oszczędza na inwestycjach, a kolejowe spółki są nastawione jedynie na zysk" - twierdzą związkowcy z kolei. Jak podkreślają, wielokrotnie informowali ministrów odpowiedzialnych za kolej, w jakich warunkach pracują.

Zobacz również:

Niestety, czasami nad bezpieczeństwem prym wiedzie ekonomia. Ten dyżurny bywa też konserwatorem, robotnikiem stacyjnym, a nawet sprzedaje bilety. Dyżurni ruchu są obciążeni pracą i dodatkowo im się jej dokłada, np. likwidując w ramach oszczędności stanowiska dwuosobowe na obciążonych ruchem liniach czy nie obsadzając dodatkowych stanowisk z powodu inwestycji na szlakach - powiedział szef związku dyżurnych ruchu Aleksander Motyka.

Z kolei szef Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce Leszek Miętek podkreślił, że "do katastrofy pod Szczekocinami by nie doszło, gdyby w polskich kolejach były nowoczesne systemy bezpieczeństwa, stosowane w większości krajów europejskich". W tym kontekście wymienił m.in. sygnalizację kabinową, która informuje maszynistę o tym, co się dzieje na linii i "nie toleruje błędów ludzkich, nie pozwoli na zlekceważenie sygnału stój czy zlekceważenie ograniczenia prędkości". Jak przypomniał, po poprzednich katastrofach kolejarskie związki zgłaszały zaniedbania na kolei do prokuratury, jednak najczęściej kończyło się to umorzeniem spraw.

Problemem jest brak szkół kształcących kolejarzy

Według kolejarskich związków, ogromnym problemem jest również to, że załamał się system kształcenia kolejarzy. Nie ma średnich szkół kolejowych, a firmy oferujące szkolenia chcą maksymalnie skrócić ich czas. Bywa i tak, że proponują wyszkolenie maszynisty w ciągu trzech miesięcy, choć powinno ono trwać co najmniej 1,5 roku. Praca dyżurnego ruchu się zdewaluowała, tak że jest on tym dyżurnym przy okazji. Pełni tyle funkcji, że nieraz jego uwaga jest rozproszona, a nie skupiona tylko na prowadzeniu ruchu- twierdzi rzecznik związku zawodowego dyżurnych ruchu Grzegorz Herzyk.

W sobotę wieczorem w pobliżu Szczekocin koło Zawiercia - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa - zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wsch. - Kraków Główny.

Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z przeciwnej strony poruszał się skład Przemyśl-Warszawa. Oba pociągi miały razem 11 wagonów. Zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych.