Autobus, w wypadku którego pod koniec kwietnia w Łaziskach Górnych na Śląsku zginęły 2 osoby, a 20 zostało rannych, był w fatalnym stanie technicznym i nie powinien był w ogóle wyjeżdżać w trasę – ustaliła Prokuratura Rejonowa w Mikołowie.

Jak poinformował prokurator rejonowy Bogusław Rolka, potwierdza się przyjęta hipoteza, że do wypadku doprowadziło rozszczelnienie gaśnicy proszkowej w kabinie kierowcy. Wiadomo, że gaśnica nie odpowiadała normom technicznym. Trwają ekspertyzy, które mają ustalić, czy użyty do jej wypełnienia proszek mógł w ogóle być wykorzystany do tego celu - prokuratorzy podejrzewają, że ta substancja nie jest już stosowana.

Z kolei oględziny samego autobusu wskazały fatalny stan jego ogumienia - każda z opon miała bieżnik innej wysokości, a jedna była zupełnie zużyta. Termin ważności badań technicznych autobusu minął w marcu.

Z naszych dotychczasowych, dobrze udokumentowanych ustaleń wynika, że autobus z takim stanem wyposażenia i w tym stanie technicznym nie powinien był w ogóle wyjechać na drogę - powiedział Rolka.

Śledztwo prowadzone jest w sprawie nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem w postaci śmierci dwóch osób oraz ciężkiego uszczerbku na zdrowiu u innych osób.

Prokuratura nie postawiła jeszcze nikomu zarzutów, przewiduje jednak, że usłyszy je kilka osób. Ze względu na stan zdrowia nie przesłuchała wciąż kierowcy autobusu, który został ciężko ranny w wypadku. Również inne ofiary wypadku wciąż się leczą.

Feralny kurs linii 45 realizowany był na zlecenie Miejskiego Zarządu Komunikacji Tychy przez prywatną firmę przewozową. Autobus najechał na zaparkowaną skodę, po czym uderzył w ścianę budynku zakładu pielęgnacyjno-opiekuńczego, w którym mieści się apteka.

Na miejscu zginęła 39-letnia niewidoma kobieta i niespełna 2-letnia dziewczynka. Wszyscy poszkodowani to jadący autobusem.