Czterej chłopcy, których matka w styczniu odstawiła do pogotowia opiekuńczego w Tarnowie mówiąc: "Weźcie ich sobie", znaleźli nowy dom. Co najważniejsze, bracia, którzy mają od roku do 6 lat, nie zostaną rozdzieleni.

Historia czterech braci wstrząsnęła w styczniu całą Polską. Do pogotowia opiekuńczego w Tarnowie w woj. małopolskim przyszła 25-letnia kobieta z dziećmi. Miała powiedzieć pracownikom: Weźcie je sobie, nie chcę ich wychowywać, nie chcę się nimi zajmować, nie mogę ich utrzymywać.

Najmłodszy z chłopców ma ponad rok, najstarszy niespełna sześć lat. Gdy trafili do pogotowia, byli przestraszeni, wymagali pomocy lekarskiej.

Ruszyła akcja poszukiwania rodziny zastępczej dla maluchów. Zastępca prezydenta Tarnowa Dorota Krakowska od początku mówiła, że najlepiej byłoby, gdyby dzieci znalazły dom w Tarnowie lub okolicach. Na wszelki wypadek, gdyby matka chciała utrzymywać z nimi kontakt.

Zależy nam na tym, żeby rodzeństwa nie rozdzielać i by chłopcy mogli wychowywać się razem. Dlatego staramy się zrobić wszystko, żeby znaleźć taką rodzinę, która przygarnie całą czwórkę - podkreślała.


Mimo ogromnego zainteresowania sytuacją chłopców, nie było to proste. Chęć opieki wyraziło wiele rodzin, ale większość z nich nie miało statutu rodziny zastępczej, a nawet nie wyraziło chęci odbycia szkolenia. Inni byli gotowi przyjąć pod swoje skrzydła, ale tylko jednego lub dwóch z braci.

W końcu udało się znaleźć odpowiedni dom dla chłopców i co ważne, nie zostaną rozdzieleni.

Jak powiedziała Dorota Krakowska, bracia trafili pod opiekę rodziny z okolicznej miejscowości. Dla ich dobra nie podano jakiej. Krakowska mówi jedynie, że dzięki niewielkiej odległości od Tarnowa, dzieci będą mogły spotkać się z biologicznymi rodzicami, którzy również otrzymają wsparcie i pomoc.

Jak mówiła zastępca prezydenta Tarnowa, chłopcy - przed przeprowadzką - spotykali się z nową rodziną, wzajemnie się zaakceptowali. Do kolejnej zmiany środowiska przygotowywali się pod nadzorem psychologa.

Osoby, które zaopiekują się braćmi to zawodowa rodzina zastępcza. Oboje pracują, więc jedna osoba musiała zrezygnować z pracy zawodowej - zrobiła to pani, której przysługuje urlop macierzyński, ponieważ będzie zajmowała się rocznym dzieckiem - wyjaśniła Krakowska.

Dorota Krakowska od początku apelowała, by nie potępiać matki za podjętą przez nią decyzję. Matka podjęła świadomą decyzję, nie narażając dzieci na okrutny los, który mógłby je spotkać - mówiła. Przyznała, że w Tarnowie nie było dotąd sytuacji, by oddano dzieci ze względów materialnych czy z powodu problemów lokalowych.

W tym przypadku stoję w obronie tej mamy. Ważne, że dzieci trafiły do nas, a nie gdzie indziej, bo wtedy mogłoby dojść do tragedii - powiedziała.

Podkreśliła, że cała sprawa ma także pozytywny aspekt, ponieważ trzy rodziny z Tarnowa wyraziły chęć odbycia kursu, by w przyszłości pomagać dzieciom w trudnych sytuacjach życiowych - od marca rozpoczną one szkolenia.

W Tarnowie jest 70 rodzin zastępczych różnego typu, w których wychowywanych jest w sumie 93 dzieci - to cztery zawodowe rodziny zastępcze, w których jest 14 dzieci, 38 rodzin spokrewnionych, w których wychowuje się 43 dzieci, 28 rodzin zastępczych niezawodowych, sprawujących opieką nad 36 dziećmi. Natomiast w placówkach opiekuńczo-wychowawczych jeszcze ok. 30 dzieci i młodzieży w wieku od 10 do 18 lat czeka na rodzinę zastępczą, która stworzy im dom.