Eksperci wstępnie ustalili, że prace górnicze w kopalni "Wujek-Ruch Śląsk" mogły być wykonywane nieprawidłowo. To samo sugerował na antenie RMF FM jeden z górników. Teraz te informacje potwierdził rzecznik Wyższego Urzędu Górniczego Krzysztof Król, zastrzegając jednocześnie, że to bardzo wstępne opinie specjalistów.

Nieprawidłowości były związane z długością chodników przyścianowych, która przekraczała tę określoną w projekcie technicznym. W miarę powiększania ściany chodniki należy na bieżąco likwidować, aby nie gromadził się tam metan. W kopalni "Wujek" to zaniedbano i właśnie w zbyt długich korytarzach mogło dojść do zapłonu. Wytwarza się wolna przestrzeń, na której mógłby zbierać się metan - mówi Krzysztof Król:

Istnieje również możliwość, że katastrofa wynikała z tego, co w górnictwie nazywa się "rabunkiem". W czasie wydobycia w pobliżu ściany powstają puste przestrzenie. Nie mogą one być zbyt duże, dlatego trzeba je na przykład zasypywać węglem.

Każda ze ścian ma swój projekt, który jasno określa, ile takiej wolnej przestrzeni być powinno. Jeśli odległości są za duże, trudniej je przewietrzyć, a tym samym może gromadzić się tam zbyt dużo metanu. Posłuchaj relacji dziennikarza RMF FM Marcina Buczka:

Specjaliści po raz trzeci zjechali na poziom 409. kopalni "Wujek-Ruch Śląsk", gdzie dziesięć dni temu doszło do katastrofy. Ponownie będą poszukiwać miejsca, w którym mogło dojść do zapłonu. Nie wiadomo jeszcze, czy pod ziemię zjadą dziś prowadzący śledztwo prokuratorzy.

Jak dowiedział się nasz reporter, na dole zabezpieczono około 50 różnego rodzaju urządzeń elektrycznych. Część z nich trzeba będzie teraz wywieźć na powierzchnię.

Jeśli uda się znaleźć miejsce, gdzie zapalił się gaz, bliżej będzie do poznania przyczyny katastrofy. Jak długo potrwa dzisiejsza wizja - nie wiadomo. Dwa poprzednie zjazdy były bardzo długie. Każdy z nich trwał około 10 godzin.

W Katastrofie w Rudzie Śląskiej życie straciło 18 górników, 29 wciąż leży w szpitalach. 23 najciężej poparzonych leczonych jest w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Ich stan lekarze określają jako "stabilny, z pewnymi symptomami poprawy".