​Polacy spędzą tegoroczne Święta Bożego Narodzenia we własnym domu, w skromnym gronie - wynika z najnowszego sondażu United Surveys dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej". Ankietowani byli pytani o spotkania z członkami rodziny, z którymi nie mieszkają oraz o przestrzeganie limitu osób, które można zaprosić na święta.

Zdecydowana większość pytanych w sondażu - 84,6 proc. - stwierdziła, że Boże Narodzenie spędzi we własnym domu. Na odwiedziny u rodziny zdecydowanych jest 12,8 proc. ankietowanych. Zaledwie 2,7 proc. ma zamiar wyjechać z Polski, a jeszcze mniej, bo 0,8 proc. zamierza wyjechać turystycznie poza miejsce zamieszkanie.


Chcieliśmy się też dowiedzieć czy w czasie świąt Polacy planują się zobaczyć z rodziną, z którą nie mieszkają pod jednym dachem. Zdania są podzielone. 50,3 proc. respondentów planuje spotkać się z rodziną, 43,3 proc. nie planuje spotkań z krewnymi. 6,4 proc. jest niezdecydowana.


Polacy najbliższe święta spędzą w skromnym gronie. Z badania wynika, że 76,8 proc. ankietowanych zamierza przestrzegać przepisu, na podstawie którego w świątecznych spotkaniach poza domownikami nie może uczestniczyć więcej niż 5 osób. Przestrzeganie limitu deklaruje 53,6 proc. respondentów, a 23, 2 proc. uczestników badania wskazuje, że "raczej" będzie przestrzegało limitu. Obostrzenia nie zamierza przestrzegać 14 proc. ankietowanych, "raczej" nie będzie się do niego stosować 7 proc. Niezdecydowanych jest 1,8 proc. ankietowanych. 



Badanie zrealizowano w dniach 27-28 listopada metodą CATI na reprezentatywnej próbie 1000 osób.

Mniej zwolenników ograniczeń w dużych miastach

Wyniki sondażu ocenił rzecznik rządu Piotr Müller. "To dobra wiadomość i dowód na poczucie solidarności społecznej Polaków. Czeka nas teraz test odpowiedzialności, a z badania wynika, że Polacy są odpowiedzialni" - podkreślił w rozmowie z "DGP". Według dziennika jednak szczegóły badania pokazują, że sytuacja nie jest jednoznaczna.

"Po pierwsze są grupy, w których zakaz cieszy się mniejszym poparciem. W każdej kategorii wiekowej ponad połowa badanych deklaruje wprawdzie przestrzeganie obostrzeń, ale najwięcej przeciwników jest wśród najmłodszych. W grupie 18-29 lat to ponad 30 proc., a wśród osób w wieku 30-39 lat - 28 proc. Na ogół im starsi ankietowani, tym większy szacunek dla zakazów, co może być związane z poczuciem zagrożenia albo większą karnością" - pisze "DGP".

Najmniej zwolenników zakazu jest w miastach powyżej 500 tys. mieszkańców. Jego przestrzeganie deklaruje 58 proc. z nich, ale 39 proc. nie zamierza tego robić. Można sądzić, że to grupa, której ograniczenia najbardziej doskwierają. Inny nasz rozmówca związany z obozem władzy wskazuje na kontekst polityczny: w dużych miastach odbywały się największe manifestacje, jest tam najwięcej przeciwników rządu, więc autorytet rządowych zakazów jest stosunkowo najmniejszy. Łatwiej wytłumaczyć, czemu następną grupą, wśród której zakaz nie cieszy się popularnością, są mieszkańcy wsi - czytamy. Tutaj ludzie żyją obok siebie, jest tam utrwalona struktura społeczna, gospodarstwa wielopokoleniowe, mieszkańcy utrzymują większy kontakt niż w mieście. Na wsi lockdown wygląda inaczej niż miastach - podkreśla autor badania Marcin Duma z United Surveys.

W badaniu zapytano także o to, gdzie rodacy zamierzają spędzić święta. Pytanie, czy faktycznie będziemy trzymać się limitów. Na razie wydaje się, że tak. Ale im spokojniej będzie za oknem i w statystykach epidemicznych, tym mniejsza będzie skłonność do stosowania się do nakazu - komentuje Duma.

"Czy można się spodziewać wigilijnych nalotów policji na mieszkania? Nasi rozmówcy mówią wprost: takich planów nie ma. ‘Policja nie będzie chodzić po domach i sprawdzać. Chodzi o to, by nie było większych imprez. Jednak nie można wykluczyć, że posypią się donosy sąsiedzkie i wtedy policja będzie musiała zareagować’ - podkreślają nasi rozmówcy. Jak mówi jeden z policjantów, bardziej narażeni mogą być mieszkańcy domków jednorodzinnych. Wskazówką może być duża liczba samochodów pod domem. Za złamanie zakazów grozi nawet 30 tys. zł mandatu" - podkreśla  "DGP" gazeta.

"Profesor Robert Flisiak z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku uważa, że po Bożym Narodzeniu możemy się spodziewać minimalnego skoku liczby dziennych przypadków zakażeń. Podobnie sądzi dr Franciszek Rakowski, matematyk z Uniwersytetu Warszawskiego zaangażowany w tworzenie modeli przewidujących rozwój epidemii. Jego zdaniem bardziej można się spodziewać wyhamowania spadku zachorowań niż kolejnego szczytu" - czytamy w "DGP".

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Godzina policyjna w święta we Włoszech. Conte: Unikamy generalnego lockdownu