Polskim szpitalom na wschodzie może grozić bankructwo po podpisaniu polsko-ukraińskiej umowy o małym ruchu granicznym. Nie ma gwarancji, że uda się ściągnąć pieniądze za leczenie Ukraińców. A na podstawie umowy, którą jutro w Kijowie ma podpisać Donald Tusk, granicę bez wiz będzie mogło przekraczać nawet milion Ukraińców z 50-kilometrowego pasa przygranicznego.

Premier podpisze umowę o małym ruchu granicznym, licząc, że zareaguje Komisja Europejska i zanim polski Sejm ratyfikuje umowę, zażąda wykreślenia zapisów o leczeniu. Te bez zabezpieczeń, na które na razie nie godzi się strona ukraińska, mogą być ryzykowne dla naszych szpitali.

Strona polska obawia się turystyki medycznej do lepiej wyposażonych i oferujących wyższy standard medyczny polskich szpitali. Po drugie, boi się też zalewu fałszywych ukraińskich polis zdrowotnych i tego, że za leczenie Ukraińców nikt nie zapłaci.

Kijów odrzuca na razie propozycję, aby pominąć ubezpieczycieli i dokonywać rozliczeń za leczenie między rządami. Inna wersja to aneks, że Ukraińcy będą mogli liczyć na pomoc medyczną tylko w sytuacji zagrożenia życia, np. w wyniku wypadku drogowego, ale już nie za wyrwanie zęba.