Na 25 lat więzienia stołeczny sąd skazał 42-latka, który użył wobec partnerki przemocy seksualnej, a potem ją udusił. "Mężczyzna odebrał życie najbliższej osobie, która nie miała żadnych szans na obronę" - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Anna Nowakowska. Obrona zapowiedziała apelację.

Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Robert K. brutalnie zamordował swą konkubinę Annę S., działając pod wpływem alkoholu oraz "nagłego impulsu". Oskarżony udowodnił, że nie nadaje się do normalnego życia w społeczeństwie - powiedziała sędzia Anna Nowakowska.

Zbrodnia dokonana w lutym 2012 r. na warszawskiej Ochocie budziła zainteresowanie prawników, bo nie ustalono jej motywu. Sąd też jednoznacznie go nie wskazał. Z akt sprawy wynika, że 42-letni dziś Robert K. to alkoholik ze skłonnością do agresji, który zażywał też narkotyki i oddawał się hazardowi. Na tym tle w związku dochodziło do konfliktów - podkreślił sąd.

K. tragicznego dnia miał urodziny, pił z kolegami wódkę i zażył amfetaminę. Spóźniony wrócił do domu, gdzie czekała trzydziestokilkuletnia Anna S., której obiecał, że razem spędzą wieczór. Sąd opisał szczegółowo rany kobiety, wśród których były ciężkie obrażenia dróg rodnych oraz rany głowy. Bezpośrednią przyczyną zgonu było zaś uduszenie dłońmi i kablem.

Gdy po kilku dniach do mieszkania wkroczyła policja, zobaczyła wypisany krwią nad łóżkiem napis "Aniu to dla ciebie". Ofiara leżała na łóżku. Obok w kucki siedział K. Mówił, że nie wie, co się działo. Twierdził, że gdy obudził się następnego dnia rano, był zdziwiony, że Anna jeszcze nie poszła do pracy. Gdy zobaczył zwłoki, podjął próbę samobójczą.

W sądzie K. przyznał się tylko do duszenia Anny - nie potrafił wyjaśnić, dlaczego to zrobił. Twierdził, że nie pokłócił się z nią oraz że nie broniła się. Sąd uznał, że wina K. jest bezsporna, o czym świadczy m.in. intensywność jego działań, użycie narzędzi oraz skala obrażeń Anny S. Zarazem sąd przyjął, że jego działanie nie było zaplanowane, lecz podjęte pod wpływem alkoholu i "nagłego impulsu".

Biegli uznali, że w chwili czynu mężczyzna był poczytalny. Światło na sprawę rzucił pamiętnik ofiary, w którym kobieta pisała o powodach ich kłótni i utracie zaufania do K. - on sam twierdził, że ten związek "był najlepszą rzeczą w jego życiu".

Oskarżony nie był odpowiednim partnerem dla Anny; w tym związku zabrakło zaufania i wsparcia
- mówiła sędzia. Karę 25 lat więzienia - o jaką wnosił prokurator w mowie końcowej - sąd uznał za "sprawiedliwą odpłatę za popełnioną zbrodnię". Pełnomocnik matki Anny S., mec. Michał Krysztofowicz, w mowie końcowej podkreślał, że taka kara byłaby zbyt niska. Wyrok jest nieprawomocny. Obrońca mec. Iwona Kornak zapowiedziała, że rozważy złożenie apelacji. Prawdopodobnie tylko co do wymiaru kary dla K.

(mal)