Kierunek i zasadnicze tezy wystąpienia Radosława Sikorskiego w Berlinie były zaakceptowane przeze mnie i są wynikiem wielomiesięcznej pracy całego rządu - oświadczył na konferencji prasowej Donald Tusk. Jak stwierdził, "z całą mocą i z pełnym przekonaniem" chciałby bronić berlińskiego przemówienia Sikorskiego.

Szef polskiej dyplomacji mówił w wystąpieniu na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej, że Niemcy - jako największa gospodarka Unii - powinni "przewodzić reformom" w czasie kryzysu, bo nikt inny nie jest w stanie tego zrobić. Prawdopodobnie będę pierwszym polskim ministrem spraw zagranicznych, który tak mówi, ale to powiem: mniej się obawiam niemieckiej siły, niż zaczynam bać się niemieckiej bezczynności - stwierdził. Mówił też o potrzebie reform instytucji Unii w odpowiedzi na kryzys w kierunku ściślejszej integracji. Zaproponował ogólnoeuropejską listę kandydatów do Parlamentu Europejskiego, a także połączenie stanowisk szefa Komisji Europejskiej i przewodniczącego Rady Europejskiej, które pełnią obecnie Jose Barroso i Herman Van Rompuy. Wyraził nadzieję, że unijni przywódcy rozważą jego propozycje na najbliższym szczycie 8-9 grudnia, poświęconym m.in. zmianie traktatu UE.

Tusk: Nie mam wrażenia, że prezydent był krytyczny wobec Sikorskiego

Tusk podkreślił na konferencji prasowej, że rozmawiał o przemówieniu szefa MSZ z prezydentem i nie odniósł wrażenia, by Bronisław Komorowski był krytyczny wobec tego wystąpienia: Wręcz przeciwnie, w rozmowie ze mną, ale też publicznie potwierdził, że wystąpienie Radosława Sikorskiego jest w tych głównych tezach także zbieżne z poglądami pana prezydenta.

Na pytanie, czy przed takim wystąpieniem ministra spraw zagranicznych nie powinny odbyć się w kraju konsultacje, odparł, że zgadza się, iż taka debata w Polsce jest potrzebna, ale też trwa ona nieustannie. Czy efektem debaty w kraju będzie przyjęcie tak daleko idących stanowisk, jakie proponował w swoim wystąpieniu minister Sikorski, to jest odrębna sprawa, ale cieszę się, że ministrowie polskiego rządu wtedy, kiedy wygłaszają publicznie swoje sądy, potrafią sięgnąć trochę dalej i nie obawiają się sformułować perspektywę o wymiarze strategicznym - podkreślał. Dodał, że to, czy propozycje zawarte w wystąpieniu Sikorskiego zostaną przyjęte przez większość w parlamencie i przez polski rząd w całości, to jest rzeczywiście przedmiot do debaty, ale stwierdził też, że jest "bardzo usatysfakcjonowany i w 100 procentach zadowolony zarówno z wypowiedzi ministra Sikorskiego, jak i ze sposobu, w jaki wykorzystuje margines wolności, jaki daje każdemu swojemu ministrowi".

Zapowiedział własne sejmowe wystąpienie na temat polityki zagranicznej - usłyszymy je 15 grudnia.

Tusk: Wzmocnić Komisję Europejską i Europejski Bank Centralny

Mówiąc o instytucjonalnych zmianach w Unii, Tusk opowiedział się za wzmocnieniem Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego. Według niego, nad wyposażoną w mocne narzędzia Komisją powinna być sprawowana demokratyczna kontrola, a mógłby się tym zająć Parlament Europejski. Jednym z kluczowych narzędzi - i tego powinny dotyczyć zmiany w traktacie - powinna być bardzo mocna rola Komisji Europejskiej i innych instytucji europejskich, także w procesie zarządzania gospodarczego i dyscyplinowania finansowego państw członkowskich strefy euro - podkreślał, dodając, że takie kraje jak Polska nie powinny i nie będą przeszkadzać w "procesie używania narzędzi europejskich jak Komisja Europejska przez strefę euro na rzecz jej naprawy", a także w procesie dyscyplinowania krajów i silniejszego zarządzania gospodarczego.

Premier poinformował też, że Polska będzie popierała wzmocnienie Europejskiego Banku Centralnego, co - jak stwierdził - nie wszystkim "kluczowym graczom w Europie jest na rękę". Doświadczenia tego kryzysu pokazują, że strefa euro potrzebuje banku centralnego z prawdziwego zdarzenia - mówił, podkreślając, że działania EBC nie mogą mieć charakteru awaryjnego, sytuacyjnego, a powinny być opisane w przyszłym unijnym traktacie.

"Jesteśmy za traktatowymi zmianami w Europie"

Tusk podkreślił, że Polska - jako prezydencja, a później jako państwo wspierające prezydencję duńską - zrobi wszystko, co w jej mocy, by zmiany w Europie nosiły charakter traktatowy i wzmacniały, a nie osłabiały integralność Unii: Będziemy wspierać tych polityków, te kraje, które będą chciały pójść tą drogą, ponieważ ona w naszej ocenie zdecydowanie bardziej chroni integralność Europy.

Zdaniem premiera, w Europie nic już nie będzie takie samo, jak przed kryzysem, a "Europa wyjdzie z tego kryzysu albo bardziej zintegrowana, albo zdezintegrowana". Tusk zaznaczył też, że dla niego zasadniczym pytaniem jest to, czy ta reintegracja pokryzysowa obejmie wszystkie państwa Unii, czy tylko wybrane. Polska stoi na stanowisku, że trzeba zrobić wszystko, aby zmiany traktatowe umożliwiły skuteczne zarządzanie strefą euro oraz by jednocześnie chroniły integrację i proces dośrodkowy, a nie odśrodkowy w Unii Europejskiej - mówił.

O kryzysie: "Żarty się skończyły, nie ma czasu na zwlekanie"

O kryzysie w strefie euro Tusk powiedział krótko: Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że żarty się skończyły i nie ma już czasu na dalsze zwlekanie. Podkreślił, że za kilka dni odbędzie się rozstrzygające spotkanie Rady Europejskiej: Decyzje lub - nie daj, Boże - ich brak, mogą rozstrzygnąć o przyszłości kontynentu. Cytował też prasę, według której kryzys może doprowadzić nawet do konfliktów i końca północno-zachodniej cywilizacji.

Tusk: Polska chce być obecna podczas spotkań ws. strefy euro

Tusk podkreślił, że Polska - nie będąc w strefie euro - chce dzięki zmianom traktatowym być obecna w czasie wszystkich prac, które będą naprawiały i zarządzały strefą euro. Opowiadamy się za zmianą traktatu, szybką, bez zbędnej, przedłużającej się i jałowej dyskusji. Ta zmiana traktatu musi służyć wzmocnieniu dyscypliny finansowej strefy euro, twardego, skutecznego zarządzania gospodarczego w strefie euro - mówił, dodając, że polskim postulatem na rzecz zachowania integracji Europy - przy wzmocnieniu zarządzania strefą euro - będzie przyjęcie zasady "participate not vote", czyli "obecności bez możliwości głosowania w sprawach strefy euro przez państwa członkowskie niebędące w strefie euro, ale będące członkami Unii".