Bombowce B-52 nieustannie atakują prawdopodobną kryjówkę Osamy bin Ladena - kompleks tuneli i jaskiń Tora Bora koło Dżalalabadu oraz pobliską dolinę Melawa, gdzie ukrywa się około tysiąca cudzoziemskich najemników z al-Qaedy. Niektórzy z dowódców oddziałów afgańskiej opozycji, którzy biorą udział w szturmie na górski bastion terrorystów twierdzą, że zdobyli już część jaskiń. Nadal trwa też oblężenie Kandaharu.

Wydaje się, że do zdobycia ostatniej twierdzy Talibów pozostało już tylko kilka dni. Jednak ich oddziały są jeszcze w wielu miejscach kraju. Nasi specjalni wysłannicy do Afganistanu Przemysław Marzec i Jan Mikruta są teraz w Gazni. To najdalej wysunięta na południe Afganistanu prowincja opanowana przez Sojusz Północny. Leży w jednej trzeciej drogi z Kabulu do Kadaharu i to ostatnie miejsce, gdzie obcokrajowcy mogą czuć się bezpiecznie. Dalej jak zapewnia gubernator prowincji Kari Baba jechać nie należy. Niebezpiecznie jest zresztą już na drodze z Kabulu do Gazni. Można na niej spotkać oddziały bojowników, którzy czarne turbany Talibów zamienili na berety mudżahedinów.

Najbliższe oddziały Talibów są na granicy prowincji Gazni. "Nie mamy żadnego kontaktu z nimi" - przekonuje gubernator Kari Baba. Ta linia frontu, to po prostu punkty kontrolne ostatnich mudżahedinów i kilka kilometrów dalej już bojowników wiernych mulle Omarowi. Z prowincji Gazni Talibowie odeszli bez walk. Władzę przejęli tam mudżahedini - komendanci, którzy walczyli z Rosjanami w latach 80. Gubernator Kari Baba dotarł tam dopiero wczoraj z Kabulu.

Tymczasem Hamid Karzai, wybrany wczoraj na stanowisko premiera nowego rządu Afganistanu zapowiedział amnestię dla Talibów. Dotyczy to jednak tylko szeregowych żołnierzy Talibanu. Ich dowódcy muszą poczekać na decyzję całego rządu. Rozpocznie on urzędowanie 22 grudnia.

foto Archiwum RMF

12:40