To rodzice Bartłomieja W. zaproponowali synowi i Katarzynie W. poddanie się badaniu wariografem - wynika z wypowiedzi Beaty C, teściowej oskarżonej, która zeznawała dziś przed sądem w Katowicach. Kobieta przyznała przed sądem, że miała wątpliwości, czy Magda jest dzieckiem jej syna. "Pojawiły się takie wątpliwości" - relacjonowała.

Wierzyłam, że wariograf niczego złego nie wykaże - powiedziała Beata C. Zeznawać mieli również ojciec i brat oskarżonej kobiety, ale do sądu w Katowicach trafiły pisma z informacją, że chcą skorzystać z prawa do odmowy składania zeznań.

Kasia w odniesieniu do Bartka potrafiła być wylewna. W stosunku do Madzi nie. Ale nie oceniałam tego negatywnie. Myślałam, że dopiero uczy się być matką. Jedynie zaniepokoiło mnie to, że Kasia zostawiła u nas kiedyś dziecko na prawie 2 tygodnie - zeznała teściowa oskarżonej kobiety. Ale jak dodała, był to incydent.

Na co dzień Katarzyna W. dobrze zajmowała się dzieckiem. Było czyste i zadbane, jednak według Beaty C. - kobieta mechanicznie traktowała opiekę nad Madzią. Traktowała to jako powinność, nie widać było zaangażowania emocjonalnego - podkreśliła. Przyznała też, że miała wątpliwości, czy Magda była dzieckiem Bartłomieja. Pojawiły się takie wątpliwości, kiedy lekarz mówił, ze ciąża jest o 2 tygodnie większa niż mówili młodzi - stwierdziła. Zastrzegła, że rozmawiała o tym tylko z synem, nigdy z synową.

Beata C. mówiła przed sądem, że reakcją Katarzyny W. na trudne sytuacje była zawsze ucieczka. Uciekała albo słownie, albo wychodziła z pokoju. Kiedy nie mogła tego zrobić, zatykała uszy i zamykała oczy, żeby się odizolować - opisywała. Dodała, że pomiędzy nią a synową nigdy nie było więzi. Nawet, kiedy zostawałyśmy same w domu, nie zdarzyło się, żebyśmy usiadły i porozmawiały przy kawie - stwierdziła.

Beata C. zeznała, że przyjęła Katarzynę W. w swojej rodzinie jak córkę. Rozumiałam ją, bo sama kiedy miałam 19 lat urodziłam Bartka, rok później Paulinę. Wiem, jak to jest być młoda matką. Chciałam być jej przyjaciółką , nie teściową, ale ona tego nie potrzebowała - oceniła. Zwróciła też uwagę na fakt, że Katarzyna W. bardzo źle znosiła ciążę - w jej trakcie m.in. źle się czuła i miała anemię. Tym bardziej teściową zdziwiło ją, ze Katarzyna W. dużo paliła. Te młode matki! Jak można tyle palić, że aż łożysko jest czarne - miała powiedzieć położna.

Według wtorkowego "Faktu" matka Bartłomieja W. była przeciwna małżeństwu syna. Kobieta twierdzi, że przeczuwała, że Magda nie została porwana i że za jej zniknięciem stoi Katarzyna W. Kobieta próbowała nawet zmusić synową, żeby przyznała się, do tego, że pozbyła się dziecka. Kiedy Madzia przyszła na świat, miałam wrażenie, że ona opiekuje się nią jak automat, a nie jak kochająca matka. I od początku miałam wrażenie, że ona coś zrobiła dziecku. To porwanie nie bardzo było dla mnie wiarygodne - opowiada "Faktowi" matka Bartłomieja W. Katarzyna W., początkowo nie chciała brać udziału w konferencjach Krzysztofa Rutkowskiego. Nie chciała również zgodzić się na badanie wariografem. Wstydzimy się za nią. To już nie jest nasza rodzina - podkreślała kobieta w rozmowie z gazetą.

Teść Katarzyny W.: Nie wchodziliśmy sobie w drogę

Sławomir C., teść Katarzyny W. stwierdził przed sądem, że jego relacje z kobietą nie miały charakteru przyjacielskiego. Nie wchodziliśmy sobie w drogę - powiedział. Nigdy z Katarzyną nie rozmawiałem o zdarzeniach z 24 stycznia. Do dziś, jak słyszę "Madzia", to albo zmieniam temat, albo wychodzę - dodał.

Po Sławomirze C. zeznania złożyła Małgorzata G. , kobieta, z którą Katarzyna W. przebywała w jednej celi. Z jej relacji wynika, że Katarzyna W., zamiast rozpaczać po stracie dziecka, bardziej tęskniła za mężem. Miała też ze spokojem oglądać w celi telewizyjne doniesienia na temat śmierci córki.

Podczas rozprawy zeznania złożyli także dwaj policjanci, którzy zostali wezwani w miejsce rzekomego porwania półrocznej Magdy i jako pierwsi rozmawiali z Katarzyną W. Mówiła, że została uderzona w tył głowy, a gdy się ocknęła, dziecka nie było już w wózku; podawała rysopis sprawcy - mówili.

Katarzyna W. nie przyznaje się do winy

Sprawa Katarzyny W. zaczęła się pod koniec stycznia ubiegłego roku. Według relacji matki dziecko zostało porwane z wózka w centrum Sosnowca. Na początku lutego ciało Madzi znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych. Według prokuratury Katarzyna W. plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia. Wcześniej próbowała zatruć córkę tlenkiem węgla. 24 stycznia 2012 roku Katarzyna W. miała rzucić dzieckiem o podłogę. Kiedy okazało się, że Madzia żyje, miała ją dusić  przez kilka minut. Kobieta twierdzi, że powodem śmierci dziecka był wypadek: Madzia miała jej wysunąć się z kocyka i umrzeć po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.

Podczas poprzedniej rozprawy 7 kwietnia, zeznawał m.in. mąż Katarzyny W. Trzymała ją na rękach, próbowała wyłączyć światło i wtedy Madzia jej wypadła - tak według niego kobieta relacjonowała moment, kiedy zginęło dziecko. 

Bartłomiej W. stwierdził również, że rzeczywiście wchodził z żoną na strony internetowe dotyczące zatrucia tlenkiem węgla. Mieliśmy zły system wentylacyjno-grzewczy w mieszkaniu. Były problemy z rozpalaniem w piecach i dym wydostawał się do pokoju. Piece owszem, były tam wcześniej remontowane, ale zrobiono to nieudolnie i były szczeliny między kaflami - wyjaśniał.

Jednocześnie zaprzeczył, że szukał w internecie informacji pod hasłem: "jak cicho zabić" czy też wiadomości dotyczących policyjnych śledztw związanych z zacieraniem śladów.