Na swoim koncie ma ponad 50 misji zagranicznych, na których wyszkolił blisko 2 tysiące osób: ratowników i strażaków. Dzięki międzynarodowemu doświadczeniu posługuje się dziesięcioma językami. Kiedy podsumował czas na szkoleniu kandydatów na strażaków, okazało się, że poza domem spędził równo trzy lata. Przemysław Rembielak to strażak z Poznania, który po ponad 20 latach służby w Państwowej Straży Pożarnej postanowił przekazywać swoje doświadczenie tym, którzy chcą ratować ludzi, ale brakuje im podstawowej wiedzy. Struktury straży pożarnej stworzył m.in. w Sudanie Południowym. Zbudował wóz strażacki w Libanie, a obecnie szkoli strażaków w Kenii, gdzie bazując na ich dotychczasowym doświadczeniu buduje prototyp wozu ratowniczo-gaśniczego.


Z Przemysławem Rembielakiem rozmawiamy u schyłku 2020 roku. Znajduje chwilę na rozmowę wieczorem, po intensywnym dniu szkoleń w środkowej Kenii. Kiedy rozmawiamy w Thica, z którą łączymy się z poznańskiego studia RMF FM jest 21:00. 

Strażacy, z którymi pracował w stolicy Wielkopolski, mówią o nim jako o człowieku pełnym pasji do tego co robi. Wielokrotnie, już nawet po wyjeździe za granicę deklarował kolegom ze służby, że jeśli mają jakiś kłopot albo po prostu chcą pogadać po trudnej akcji, z którą nie mogą sobie poradzić emocjonalnie, w każdej chwili mogą do niego zadzwonić. 

Jedno ze zdań, które szczególnie utkwiło mi w pamięci na początku naszej rozmowy, brzmiało: Jakoś to nie znaczy jakość.(...) W tej robocie nie można się usprawiedliwiać. Błąd czy nieuwaga mogą kosztować czyjeś życie.

Swoje zagraniczne misje Przemysław Rembielak realizuje jako członek Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, które od 2014 roku szkoli strażaków w Kenii w ramach programu Polska Pomoc. Działania przynoszą wymierne efekty. Dzięki zdobytej wiedzy i sprzętowi pozyskanemu dzięki wsparciu Polaków, udało się uratować życie m.in. porzuconego przez matkę noworodka. 

"W lipcu wyszkoleni przez Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej Kenijczycy z sukcesem zakończyli akcję ratunkową w Kanunga Village - uratowali noworodka, uwięzionego na głębokości około 18 metr! Kobieta w szoku poporodowym wrzuciła dziecko do latryny. Ratownicy z Kiambu Town i Thika ostrożnie zjechali na linach i uratowali chłopca. Zarówno liny, jak i aparaty oddechowe, które mieli strażacy ze względu na brak tlenu w latrynie, zakupione zostały dla kenijskiej straży przez PCPM w ramach projektu finansowanego przez Polską Pomoc. Nic nie daje strażakowi większej dumny, niż ocalenie ludzkiego życia" - napisał na swoim facebookowym profilu po akcji strażak z Kenii Ngugi Davie. 

Problemem w części krajów i miejsc, w których działali instruktorzy z PCPM, było to, że struktur straży pożarnej nie było nigdy wcześniej. Jeśli były, działały na tyle fatalnie, że kiedy strażacy przyjeżdżali do pożaru - nie było już co robić, bo miejsce objęte pożarem było już całkowicie strawione przez płomienie. Profesja strażaka była tam więc pozbawiona szacunku i poważania. Dzięki wiedzy i doświadczeniu przekazywanym przez Polaków, wizerunek służby udaje się odbudować.

Materialnym elementem trwającej wciąż misji polskich instruktorów w Kenii jest budowa prototypu wozu strażackiego. Problem z dotychczas używanym w tym kraju sprzętem był taki, że w codziennej eksploatacji samochody i ich wyposażenie niemal natychmiast się zużywały. Było tak w przypadku wozów kupionych przez państwo w Chinach, które po pół roku od wejścia do służby - uległy uszkodzeniu. Na parkingach stoją do dziś, a ich naprawa jest nieopłacalna. W Kenii służyły i w wielu przypadkach służą też wozy m.in. z Austrii czy Niemiec. Problemem jest jednak np. elektronika, którą zabija wszechobecny kurz z rudej, kenijskiej ziemi. W kraju nie ma też właściwego serwisu, który mógłby na bieżąco naprawiać usterki. Stąd pomysł, by stworzyć wóz - jak mówią strażacy - kadetoodporny. Konstrukcja ma być prosta, łatwa w obsłudze, nie musi wyglądać jak wóz jadący na strażacką rewię i przede wszystkim ma być bezawaryjna. Stąd pomysł na stworzenie "Kenyan Iron Lady".

 

Opracowanie: