Raport o WSI to – jak pisze „Dziennik” - kilkusetstronicowy dokument podzielony jest na trzy części. Zdaniem gazety, najwięcej emocji wzbudzi część ostatnia - lista około stu współpracowników, którzy zdaniem weryfikatorów złamali prawo.

W pierwszej części raportu - jawnej, opisane są podejrzane operacje służb wojskowych. Przewijają się tam nazwiska tajnych współpracowników WSI, które najbardziej elektryzują polityków i opinię publiczną.

Na drugą, ściśle tajną część raportu składają się źródłowe dokumenty stworzone przez WSI i współpracowników tych służb: polecenia, plany operacji, notatki. Najwięcej emocji wzbudzi część trzecia. Jest to lista około stu współpracowników, którzy, zdaniem weryfikatorów, wyszli poza prawne ramy działalności WSI.

Według gazety wstrząsu jednak nie będzie, bo najgłośniejsze nazwiska wylały się już w przeciekach z komisji Antoniego Macierewicza. Nie ma nazwisk pierwszoligowych, ani nawet drugoligowych polityków. Według „Dziennika” jest nazwisko człowieka, który był w gabinecie politycznym Lecha Nikolskiego, gdy ten kierował Rządowym Centrum Studiów Strategicznych w rządzie Leszka Millera.

Raport - jak podkreśla "Dziennik" - jest niechlujny. To świadczy o tym, że dokument był pisany na kolanie do ostatniej chwili. O braku logiki w raporcie mówił także wczoraj w Kontrwywiadzie RMF FM Bogdan Borusewicz. Marszałek Senatu jako jeden z pierwszych przeczytał dokument, który miał "wstrząsnąć Polską".