W co trzeciej sprawie rozwodowej Polaków dowodami są SMS-y – pisze "Gazeta Wyborcza". Ludzie przychodzą na rozprawę z komórkami i wyświetlają sędziemu dowody zdrady - opowiada Piotr Górecki z poznańskiego sądu okręgowego.

Jerzy Paszkowski, przewodniczący IV wydziału cywilnego warszawskiego sądu, przyznaje, że SMS-y są nowością w pozwach rozwodowych, ale liczba spraw, w których są dowodem zdrady, lawinowo rośnie. W tej chwili wiadomości tekstowe są przyczyną co trzeciego rozwodu w Wielkopolsce. Podobnie jest na Dolnym Śląsku, w Małopolsce i innych rejonach kraju.

Małżonkowie imają się różnych sposobów krycia SMS-owych romansów. Magda z Gdańska najpierw wyciszała dzwonek, potem zrezygnowała z otrzymywania pocztą billingów (trafiały one do banku, który regulował należności), a w końcu w tajemnicy dokupiła aparat na kartę. Wpadła, kiedy podejrzliwy mąż odnalazł go w szafce z rajstopami.

Coraz częściej ludzie do pozwów dołączają treści odnalezione w telefonie małżonka: "Dałeś mi wczoraj mnóstwo rozkoszy", "Czekam na następną noc", a nawet "Kochanie, alarm odwołany. Mam okres" - wymienia Maria Taront, przewodnicząca XII Wydziału Cywilnego Sądu Okręgowego w Poznaniu. - Adresat takiej wiadomości rzadko zaprzecza, że dopuścił się zdrady. Jeśli SMS-y wysłane pod jeden numer idą w dziesiątki, przyłapany partner też zwykle nie zaprzecza.