Wybrany tymczasowo w grudniu na przewodniczącego Sojuszu Leszek Miller pozostanie na tym stanowisku przez kolejne cztery lata - zdecydowali uczestnicy kongresu partii.

Millera poparło 92 proc. spośród działaczy, którzy zdecydowali się wziąć udział w głosowaniu. Były premier nie miał kontrkandydata. Sojusz zastosował tę metodę wyboru swego szefa po raz pierwszy w historii. Po ogłoszeniu wyników Miller podziękował działaczom SLD za wybór i za liczny udział w głosowaniu. Frekwencja wyniosła 60,5 proc.

Byliśmy, jesteśmy i będziemy. Zjechaliśmy dziś do Warszawy na nasz kongres, choć przepowiadano, że przyjedziemy na własny pogrzeb. Tak się nie stało i nie stanie - mówił do delegatów Miller. Jak mówił, Sojusz nie może zmarnować dorobku milionów wyborców i sympatyków.

Miller podkreślił, że SLD chce tworzyć Polskę sprawiedliwą, bogatą, wielobarwną i pogodną, kraj nowoczesnej gospodarki, trwałego i zrównoważonego rozwoju, państwo w którym nie ma ludzi niepotrzebnych i odrzuconych, a zatrudnienie nie jest przywilejem.

Ponadto - mówił - SLD chce tworzyć "państwo prawa, demokracji, równych szans, tolerancji, równoprawnej pozycji kobiet i mężczyzn, państwo świeckie, które nie narzuca swoim obywatelom, kiedy mają się modlić, i gdzie konstytucja jest zawsze ważniejsza niż Ewangelia".

SLD nie jest partią kapitulacji i białej flagi, nasza misja nie zakończyła się; Sojusz jeszcze raz, jak ptak musi rozwinąć skrzydła i zerwać się do wielkiego lotu - podkreślał.

Były premier przyznał, że ostatnie wybory parlamentarne, w której SLD otrzymał 8,24 proc - najmniej w historii - były "katastrofą". Z tak wielkiej klęski formacje polityczne dźwigają się przez całe lata, a najczęściej w ogóle już nie wstają. Ale to nie dotyczy nas - SLD szybko odnalazł siłę i wiarę w swoje możliwości - przekonywał Miller.

Jak ocenił szef Sojuszu, "sugestia, że współpraca SLD z kimkolwiek miałaby odbywać się na jego warunkach była dla Sojuszu obraźliwa i nie mogła być przyjęta".

Zdaniem Millera misja SLD nie zakończyła się. Sojusz jeszcze raz, jak ptak, który zrywa się do wielkiego lotu, musi rozwinąć skrzydła i poszybować wysoko - podkreślił.