Kamil Durczok nie trafi do aresztu. Sąd Rejonowy Katowice-Wschód nie uwzględnił wniosku prokuratury, która chciała, by dziennikarz został aresztowany na trzy miesiące. Durczokowi śledczy zarzucają oszustwo i podrobienie weksla. Grozi mu kara od 5 do 25 lat pozbawienia wolności.

Wniosek w tej sprawie skierowała we wtorek wieczorem do sądu Prokuratura Regionalna w Katowicach. W nocy sąd nie przychylił się do wniosku śledczych. Prokuratura zamierza złożyć zażalenie na decyzję sądu.

Jak informowała we wtorek rzeczniczka prokuratury Agnieszka Wichary, prokurator zdecydował się skierować wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania m.in. z uwagi na treść złożonych przez Durczoka wyjaśnień, które - zdaniem prokuratora - wymagają zweryfikowania, a także z uwagi na surową karę, grożącą za zarzucany podejrzanemu czyn.


Chodzi o podpisy na wekslu

Zarzucane Kamilowi Durczokowi przestępstwo to zbrodnia przeciwko środkom płatniczym. Zgodnie z kodeksem karnym przestępstwo z artykułu 310 par. 1 kodeksu karnego, dotyczące m.in. podrobienia papieru wartościowego, jakim jest weksel, "podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności".

Dziennikarz Kamil Durczok został zatrzymany w poniedziałek po południu w Katowicach przez Centralne Biuro Śledcze Policji i wieczorem, po godz. 20, doprowadzony do Prokuratury Regionalnej.

Rzeczniczka katowickiej prokuratury Agnieszka Wichary mówiła, że decyzja o zatrzymaniu Kamila Durczoka w poniedziałek zapadła w oparciu o zgromadzony materiał. W ostatnich dniach wpłynęła kluczowa opinia biegłego z zakresu pisma ręcznego.

Jak informowały w sierpniu media, w tym roku bank zwrócił się do byłej już żony dziennikarza Kamila Durczoka z wezwaniem do wykupu weksla z powodu nieuiszczenia należności przez kredytobiorcę. Była żona zaprzeczyła, że złożyła swój podpis na wekslu. Oświadczyła, że podpis został podrobiony, a jej nie było przy sporządzeniu tego weksla ani nigdy go nie widziała.

Prok. Wichary uściśliła w poniedziałek, że weksel został podpisany w 2008 r., natomiast później, w 2011 r., podpisany został "kolejny dokument, który weryfikował konieczność poddania się egzekucji, a który był wymagany przez bank dla zabezpieczenia kredytu". Także ten zarzut dotyczy okresu 2008-2011 - wskazała prokurator. Tam faktycznie jest jeszcze jeden weksel, natomiast na chwilę obecną otrzymana w ostatnich dniach opinia z zakresu pisma ręcznego pozwoliła nam na przedstawienie zarzutu dotyczącego weksla na kwotę 3 mln zł - wyjaśniła.

Według nieoficjalnych informacji portalu wirtualnemedia.pl, Durczok przyznał się do podrobienia weksla z 2008 roku i związanych z nim dokumentów, natomiast nie przyznał się oszustwa dotyczącego szkody banku na kwotę 3 mln złotych.

Kamil Durczok był już wcześniej zatrzymany za jazdę pod wpływem alkoholu

Kamil Durczok miał więcej problemów z prawem. Pod koniec lipca uczestniczył w kolizji na remontowanym odcinku drogi krajowej nr 1 pod Piotrkowem Trybunalskim. Jak się okazało, prowadząc samochód miał 2,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Trafił do policyjnej izby zatrzymań. Mężczyzna usłyszał dwa zarzuty: sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, którego dopuściła się osoba będąca w stanie nietrzeźwości oraz kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości. Za takie przestępstwa grozi nawet 12 lat więzienia. Dziennikarz przyznał się tylko do jazdy pod wpływem alkoholu, co jest zagrożone karą dwóch lat pozbawienia wolności. Wtedy prokuratura również wnioskowała o tymczasowy areszt dla Durczoka. Sąd się na to nie zgodził, ale zastosował wobec dziennikarza poręczenie majątkowe, dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Zażalenie od tej decyzji złożyła do sądu II instancji Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim, która przejęła śledztwo. Sąd Okręgowy podtrzymał decyzję sądu I instancji. Zmienił natomiast wysokość poręczenia - kwotę 15 tys. zł podwyższył do 100 tys. zł.

W oświadczeniu dla mediów Kamil Durczok wskazał, że oświadczył, że jazda po alkoholu była spowodowana problemami osobistymi. "Bardzo, bardzo wszystkich przepraszam. Wszystkich, którzy we mnie wierzyli i mi ufali. To są dla mnie bardzo trudne dni. Mam pełną świadomość, że to, co się wydarzyło, jest karygodne. Ani przez moment nie zaprzeczałem faktom, które zgromadziła policja i prokuratura - stwierdził. - Pozostaje mi przeprosić widzów, internautów, czytelników. Przede wszystkim chciałbym przeprosić moich najbliższych, bo zostali narażeni na infamię, cierpienia, na które w najmniejszym stopniu nie zasłużyli" - pisał wtedy Durczok.

Pełnomocnik Kamila Durczoka Łukasz Isenko potwierdził, że można podawać jego pełne nazwisko i wizerunek.