Co roku w Polsce coraz więcej osób rozpoczyna naukę w niepaństwowych szkołach wyższych. W większości z nich, by rozpocząć naukę wystarczy tylko opłacić czesne. Nie oznacza to wcale, że szkoły niepubliczne są gorsze, bo znaczna ich część ma bardzo wysoki poziom. Ale są i takie, których filie działają mimo, że nie mają pozwolenia Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Tak jest między innymi w Bydgoszczy, gdzie kształcą się studenci dwóch wyższych uczelni z Łodzi. Oczywiście obie mają wytłumaczenie – jedna prowadzi w Bydgoszczy tylko punkt naboru, druga – konsultacji. Władze obu łódzkich uczelni twierdzą, że w Bydgoszczy można jedynie uzyskać pomoc w dostaniu się na studia. Wystarczy jednak wejść do budynków, by przekonać się, że w „punktach konsultacyjnych” prowadzone są normalne zajęcia. Tymczasem MEN wydało komunikat, w którym dobitnie stwierdza, że obie łódzkie uczelnie mogą prowadzić zajęcia jedynie w Łodzi. Niestety, jest to jedynie komunikat i obie uczelnie, nie przejmując się, dalej organizują zajęcia w Bydgoszczy. A co na taką działalność Ministerstwo Edukacji Narodowej? Nic. Ministerstwo ma związane ręce. Absolwent takiego punktu konsultacyjnego dostaje dyplom uczelni macierzystej, a taki dyplom jest całkowicie legalny i musi być uznany przez MEN. Jedyne co może zrobić i robi resort edukacji, to opublikowanie na swoich stronach internetowych listy nieuczciwych szkół. Jednak według ministerstwa, coraz bardziej skutecznym filtrem w tej sytuacji stają się pracodawcy. Oni często zaglądają na te strony, by później dobierać absolwentów bardziej renomowanych uczelni.

Foto: Archiwum RMF

22:30