Jeśli Jan Rokita zostanie zatrzymany przez niemiecką policję za zbyt szybką jazdę albo przez pograniczników do rutynowej kontroli, będzie miał problemy. Grozi mu kara 30 dni więzienia, bo wciąż nie zapłacił wymierzonej mu w bawarskim Landshut grzywny.

Rokita za wywołanie zamieszania z płaszczem i kłótnię ze stewardessą na pokładzie samolotu Lufthansy w Monachium powinien zapłacić trzy tysiące euro. Ta kara pieniężna odpowiada 30 dniom więzienia. Jak ustalił korespondent RMF FM Adam Górczewski, niemiecki wymiar sprawiedliwości czeka na wyjaśnienia Rokity, dlaczego wciąż nie wpłacił grzywny za lutową szarpaninę w samolocie Lufhansy.

Jeśli tylko pojawi się w Niemczech i zostanie skontrolowany, usłyszy, że ma nieuregulowaną karę. Będzie ją musiał zapłacić albo też zostanie zatrzymany. Jeśli zapłaci, skończą się jego problemy. Jeśli poprosi o rozłożenie na raty, rozpatrzymy taki wniosek - powiedział Adamowi Górczewskiemu rzecznik prokuratury w Landshut.

Sam Rokita jest zaskoczony tymi informacjami. Zastanawiam się nad tym, gdzie jestem bezpieczniejszy. Czy we Francji, czy w Polsce, czy raczej mogę liczyć na opiekę ministra Kouchnera, czy ministra Sikorskiego przed niemiecką prokuraturą. Patrząc na przykład Romana Polańskiego, wydaje mi się, że niewykluczone, iż Francuzi chroniliby mnie lepiej. Na razie jestem w Paryżu i tu się czuję bezpiecznie - mówił naszemu reporterowi Jan Rokita.

W lutym tego roku Rokitowie lecący niemieckimi liniami Lufthansa uznali, że w schowkach klasy ekonomicznej ich ubrania się pogniotą i chcieli przełożyć je do klasy biznesowej. Obsługa na to nie pozwoliła. Wybuchła awantura, którą zakończyła interwencja policji:

Funkcjonariusze wyprowadzili z samolotu stawiającego opór Rokitę, zakutego w kajdanki. Prokuratura zarzuciła politykowi naruszenie miru domowego. Posłuchaj relacji Adama Górczewskiego: