O dużym szczęściu może mówić narciarz, który w piątek po południu zgubił się w rejonie Małego Skrzycznego w Beskidzie Śląskim. Mężczyzna po kilku godzinach poszukiwań został znaleziony w środku lasu, w głębokim śniegu. Ratownicy sprowadzali też ze szczytu Śnieżki dwójkę turystów.

Poszukiwania narciarza rozpoczęły się już w piątek po południu. 24-letni mężczyzna przy ograniczonej widoczności i silnym wietrze zjechał z trasy i zgubił się w rejonie Małego Skrzycznego. W tym czasie w Beskidach panowały bardzo trudne warunki - wiał mocny wiatr, a widoczność była ograniczona do 10 metrów.

Ratownicy GOPR około 17.00 otrzymali od rodziców 24-latka zgłoszenie o jego zaginięciu. Wcześniej zjeżdżali na nartach w rejonie Małego Skrzycznego. Przy górnej stacji wyciągu utrzymywała się gęsta mgła. Widoczność nie przekraczała kilku metrów. W tych warunkach rodzice stracili kontakt z synem.

Szymon Wawrzuta, rzecznik GOPR powiedział, że narciarz po odnalezieniu mówił, że po wyjeździe na szczyt Małego Skrzycznego stracił orientację. Zaczął zjeżdżać nie w tę stronę co trzeba. Później porzucił narty i zaczął schodzić. Tak długo jak mógł, to szedł. Ostatecznie usiadł pod krzakiem - powiedział.

Akcję goprowcom utrudniał brak kontaktu z narciarzem, bo rozładowała się bateria w jego telefonie. Nie mógł on przez to skorzystać z aplikacji Ratunek.

Trop udało się nam znaleźć niedaleko szczytu Małego Skrzycznego. Tam ratownicy odnaleźli ślady, po których zaczęli iść. Później znaleźli narty, a potem człowieka. Nie miał już jednego buta. Znajdował się w terenie typowo górskim, czyli nad Ostrym. To po drugiej stronie Skrzycznego. Był w stanie ogólnym dobrym, bo próbował się poruszać. Mimo tego był mocno wychłodzony. Z góry został zwieziony skuterem - powiedział Wawrzuta. 

Po kilku godzinach patrol ratowników beskidzkiego GOPR-u odnalazł go w środku lasu, w głębokim śniegu. Życiu narciarza nic nie grozi. Trafił do szpitala.

W górach od Karkonoszy przez Tatry po Bieszczady panują bardzo trudne warunki.

Opracowanie: