Działania ministerstwa rolnictwa związane ze zwiększonym importem ukraińskich zbóż były spóźnione, niepoparte odpowiednimi analizami, a także nieskuteczne dla polskiego rynku rolnego - ocenia Najwyższa Izba Kontroli. Izba przedstawiła raport dotyczący niekontrolowanego napływu do Polski zbóż i rzepaku ze wschodu.

Praprzyczyną kryzysu miała być wypowiedź ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka, który namawiał rolników, by zatrzymali swoje zboże w magazynach, bo pod koniec roku będzie droższe. Według NIK była niepoparta żadnymi analizami.

Resort nie miał też żadnych analiz, jakie ryzyko dla rynku ma wojna w Ukrainie. Spóźnił się z działaniami na rzecz ochrony krajowego rynku. Do tego nie kontrolował napływu zboża niskiej jakości - mówił dyrektor Michał Jędrzejczyk.

Z Ukrainy do Polski zaimportowano niemal 230 tys. ton zbóż i rzepaku o przeznaczeniu technicznym, a minister rolnictwa i rozwoju wsi nie posiadał nawet wiedzy nt. podmiotów, które tym procederem się zajmowały - stwierdził Jędrzejczyk.

Kontrolerzy suchej nitki nie pozostawili też na organach celnych. Stwierdzili na przykład, że konwojowanie transportów zboża przez celników było kosztowne i nieefektywne, a zdecydowano o nim tylko dla medialnego efektu.

Równocześnie zdaniem Izby obecnie "nie ma podstaw do sformułowania zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa".

 

Opracowanie: